when the party’s over you’re on your own
2007-09-10 – 19:20Biały podniebny ptak Lufthansy w biznes klasie zabiera mnie ze świata smaków i kolorów, prawdziwych emocji i walki o egzystencję, do świata srebrnych zegarków, executive lounge’ów, niezwyle ważnych telekonferencji, smutnych panów zasłaniających się na spotkaniach laptopami i przyjaciół, którzy jeśli już odbiorą telefon, to zazwyczaj rozłączają się szybko po nagle rzuconym “muszę kończyć”.
Jak to mądrze powiedział freakowaty Izraelita w McLeod Ganj: “Jak wyjeżdżasz, podróżujesz, to jest to wspaniałe, budujące charakter doświadczenie. Opuszczasz swój codzienny świat, uwalniasz się od swojego ego, którym się tam otaczasz. Tutaj nikt cię nie zna, spotykasz ludzi, rozmawiasz, coś przeżywasz. To duże doznanie duchowe.”
Spojrzałem na swoje życie z tej odległej perspektywy i wyciągnąłem wnioski. Dostrzegłem swoje błędy, negatywne cechy charakteru, ale i pozytywne strony mojej sytuacji. Większość marzeń jest realna do zrealizowania. Wymaga tylko odpowiedniej determinacji i wykonania czasem tysiąca małych kroczków na scieżce realizacji. Chyba kroczę dobrą drogą.
Jedna ze spotkanych w podróży Polek w notesiku miała stronę zatytułowaną Postanowienia. Były to jej podróżne chęci przełamania przyzwyczajeń. Oczywiście nie przeczytałem ich, bo to zbyt osobista sprawa. Jednak ja też muszę sformułować swoje Postanowienia. Po-podróżne.
A teraz aklimatyzacja w Polsce. Powrót do Gdyni. Jakiś małe zadania dla polskiego biura. Kopanie duposchronów, ściągany na ostatnią chwilę ekspert, tłumaczone w ostatniej chwili dokumenty, organizowane bez przygotowania spotkanie z klientem. Jednak przez półtora roku przyzwyczaiłem się do trochę innego podejścia do pracy, a tu back to Polish reality. A w weekend studia, spanie u Naleśnika i Piotrze, imprezy, zniszczenie organizmu, urodziny Anki (o dziwo ten sam dzień co kto inny). Coś działo się.
Uczę się chodzić prawą stroną chodnika.