you are someone else. i am still right here.

2009-01-20 – 01:24

Ostatnio ktoś na jakiejś imprezce/posiadówce zapytał mnie o “najlepsze” miejsce z moich podróży. Ciężko wskazać to “naj” nie zawężając kryteriów. Najlepszy meczet, najlepsza świątynia buddyjska, najbardziej egzotyczna kultura, najdalej, najwyżej,… Ale na pewno było kilka takich miejsc, kiedy po prostu siedziałem zachwycony, chłonąłem i myślałem, że tak, to jest to, właśnie dla tej chwili to wszystko robię. Więc na potrzeby niezobowiązującej konwersacji powiedziałem, że to miejsce, to Dogubayazit we wschodniej Turcji, przy górze Ararat, rzut beretem od Iranu, Armeni, Azerbejdżanu. A dokładniej pałac położony na wzniesieniu obok tego miasta, czyli Isaak Pasha Palace.

Pierwszy raz zobaczyłem to miejsce chyba na banknocie tureckim, potem przez sekundę w klipie reklamowym pokazującym atrakcje turystyczne Turcji i tak powstało marzenie. A potem pojechaliśmy tam z Rafaelem i wypiliśmy piwko o zachodzie słońca nad tymi ruinami, i to był ten moment. Wrzesień 2004 – podróż na wschód Turcji, pierwsze zachwyty, pierwsze rogatki z wojskiem i kontrolowanie dokumentów przez żołnierzy z długą bronią. Pierwsze rozmowy o Bogu z panami w turbanach i brodami, kończące się stwierdzeniem, że chyba chodzi nam o to samo, pierwsze propozycje wydania za nas córek.

Z tej wycieczki spóźniłem się 3 dni do pracy (a była to praktyka w Turcji).

Będąc tak daleko na wschodzie Turcji spotkaliśmy samotnych travelersów, którzy przebyli lądem z Indii przez Pakistan i Iran. I opowiadali o cudach w Iranie, pięknych meczetach pokrytych błękitnymi mozaikami, gościnnych ludziach, którzy zapraszają cię na herbatę, obiad, a nawet płacą za bilet na autobus. I znowu się rozmarzyłem.

Więc rok później, w 2005, znowu przyjechałem do Dogubayazit, by napić się piwka o zachodzie słońca, tym razem sam, bez Rafaela. By następnego dnia przekroczyć pieszo granicę z Iranem i zacząć kolejną przygodę.

Rafael chajta się we wrześniu w Brazylii. Zaczął pracować dla firmy produkujące maszyny rolnicze, zrobił em-bi-eja, teraz lata w te i wewte po krajach Ameryki Południowej. Mówi, że robi to co lubi i że nie wyobraża sobie lepszej pracy.

  1. 6 Responses to “you are someone else. i am still right here.”

  2. Tylko rzeczy zrobione z plastiku sie nie zmieniaja; jak to krzeslo. Czasem wydaje mi sie, ze sa na swiecie ludzie-krzesla – z tymi samymi zadrapaniami, szramami i smugami czarnymi – nieustannie w jednym miejscu. Ty, Szymonie, plastikowym krzeslem nie jestes, lecz siedzisz na jednym. Think about it.

    By mat on Jan 20, 2009

  3. :D

    By Szymon on Jan 20, 2009

  4. zdecydowanie moj ulubiony fotoreportaz. jakos mi sie tak teskno zrobilo… za czyM?

    By Kasia on Jan 21, 2009

  5. Hey hey hey, i miss u both guys :)))

    By Zehra on Jan 24, 2009

  6. Hej,

    slyszlem, ze byles w PL ale widze, ze znowu weimgrowales.dobrze Cie znowu widziec w roli podroznika. fajne fotki.
    trzymaj sie cieplo i nie dawaj chorubskom – musisz czesciej dezynfekowac.

    pozdrowienia
    AIW

    By Artur-Misio on Feb 11, 2009

  1. 1 Trackback(s)

  2. Aug 25, 2010: MyWayAround.com » Blog Archive » wywiad w drodze – Szymon Kochański, czyli ja

Post a Comment