let the train blow the whistle when I go
2009-02-04 – 03:13[Mendoza, Argentina]
Podróżuję inaczej niż w Chinach, czy Tajlandii. Nie robię trzystu zdjęć dziennie, odpoczywam. Moja twarz spalona słońcem. Zaprzyjaźniłem się z bohaterami książek, razem ze mną podróżuje Terzani (“Nic nie zdarza się przypadkiem”). Oderwałem się od rozmów na gadu i skypie. Odpoczynek, wyciszenie.
Mendoza to region słynący z produkcji wina. Dziś dzień spędziłem jeżdżąc na rowerze pomiędzy winiarniami, degustując, gadając z innymi bajkerami. Jest bardzo turystycznie, ale nie uciekam przed tym. Odpoczynek, wino, steki, piwo, hamak, freaki z hostelu. Zaprzyjaźniłem się z sześćdziesięciokilkuletnim Michealem, Brytolem mieszkającym przez większość życia poza ojczyzną (Holandia, Argentyna, Meksyk, teraz Czechy). Z niewielkim budżetem i biletem dookoła świata jedzie, śpi po hostelach i zagaduje wszystkich wokół (głównie młodych backpackersów). Czemu nie?
Wśród tłumu backpackersów od czasu do czasu pojawiają się jacyś z historią. Czerpię i cieszę się, podbudowuję wiarę w świat i ludzi.
Wybieram się prawdopodobnie na 2 tygodnie do Santiago de Chile, żeby pouczyć się hiszpańskiego. Przyda się. A potem nie wiem. Może turystyczna Patagonia, może tańsze Boliwia, Peru…
One Response to “let the train blow the whistle when I go”
Hej Podróżniku
z doświadczeń mojej siostry i rodziców:
w Santiago uważaj na aparat i inne cenne rzeczy- mój tata właśnie tam został swojego pozbawiony brutalnie w środku dnia, na środku ulicy
A Boliwia…przygotuj się na rzyganie :)
By Ola on Feb 4, 2009