mieć gdzieś jakiś własny kąt. choćby o te dziesięć godzin stąd.
2010-03-15 – 00:12Współlokatorzy.
Marianne i Alexis
Ona, Niemka, przyjechała tu na rok pracować. I wszystko było spoko, ale po upływie roku na imprezie pożegnalnej ogłosiła, że jednak nie wyjeżdża. Tejże imprezy pożegnalnej użyła jako pretekstu, żeby zagadać do niego, żeby na niej/dla niej zagrał. I tak się zaczęło. Bo on (Boliwijczyk) jest podobno jednym z najlepszych wirtuozów gitary w La Paz. No generalnie chłopak nic innego nie robi tylko brzdąka. Jara go to i wychodzi mu.
To dzięki Marianne poznałem Gabichę. Dali mi na nią namiary Stefi i Max, tak samo jak ja rozbitkowie pewnego statku zmierzającego do Patagonii. Ale to dawno temu było. Chyba jeszcze przed wojną.
Poza tym Marianne ostatnio w wolnych chwilach zajmuje się produkcją i sprzedażą czekoladek. Sprzedaje je w knajpie Miguela.
Na zdjęciu Marianne przeprowadza na Alexisie proces germanizacji siedząc na podłodze w naszym living. Bo podobno, żeby się w Niemczech ochajtać z obcokrajowcem, to musi on(a) zdać test z języka na poziomie podstawowym. Więc germani go ona na wszelki wypadek.
Miguel
Miguel pracuje w drogiej restauracji i odpowiada za to, żeby dania na talerzach wyglądały estetycznie i artystycznie. Serio. Pochodzi z Kolumbii, ale w Boliwii siedzi też już od dłuższego czasu.
W wolnych chwilach Miguel tworzy ręcznie malunki na t-shirtach. Zajebiste.
Ostatnio z bandą znajomych wynajęli lokal, gdzie serwują wegetariańskie posiłki, indyjskie ciuchy, czekoladki Marianne. Alkoholu chyba jeszcze nie sprzedają, więc jeszcze ich nie odwiedziłem.
Na zdjęciu w pokoju swym z nienacka zaskoczony.
Marine
Marine (z Francji) jest naszą ex-współlokatorką. Dziewczyna wyjechała parę tygodni temu. Stwierdziła na koniec, że bez sensu wyjeżdżać po pół roku, dopiero gdy się dobrze poznało miasto, znalazło znajomych itd. Wróciła do Francji, ale tylko na chwilę, bo niedługo wraca do nas na kontynent, tym razem studiować przez semestr w Sao Paulo w Brazylii. Poza francuskim mówi po hiszpańsku i angielsku, a niedługo będzie mówić po portugalsku. W ogóle bardzo dużo mówi. W La Paz żyła ostro codzień coś, kino, koncert, wystawa. Wulkan energetyczny.
Na zdjęciu w kuchni z Gabichą w dzień pożegnania. Koniec pobytu Marine oznaczał dla mnie przeprowadzkę z pokoju bez okna “dla służącej”, o rozmiarach 2x2m, wciśniętego pomiędzy kuchnię i kibel, do jej pokoju, który okno ma. Ale to już inna historia.