jak wojownik nie jak wątły liść przez życie musisz przejść
2008-08-02 – 12:37Khao San Road – dla wielu mekka podróżników. Spotkasz tu więcej białych niż Azjatów. Co więcej, spotkasz tu więcej białych niż w Londynie, czy Paryżu. Bo biały człowiek znajdzie tu wszystko czego potrzebuje – alkohol sprzedawany w wiaderkach ze słomką, pirackie płyty, t-shirty, głośną muzykę, street food, mc donaldsa, burger kinga, zaplataczy dreadów, wyrabiaczy fałszywych dokumentów. Właściwie, to można przyjechać na wypoczynek i ograniczyć się tylko do tej jednej ulicy. No dobra, jeśli ktoś jest miłośnikiem klubów go-go lub bum-bum, tu musi się przejechać tuk-tukiem.
Błąkając się trochę bez celu jak to mam w zwyczaju trafiłem na demonstrację. Tłumy ubrane na żółto demonstrowały siedząc uwielbienie dla króla. Bo król to tutaj świętość, należy go szanować. Jest na każdym banknocie, jest na plakatach, billboardach (o dziwo bardzo powszechny jest plakat, gdzie król robi zdjęcie aparatem marki Canon – czyżby ktoś posmarował za to?). W każdym razie “zwiedziłem” tę demonstrację robiąc zdjęcia ludziom z kołatkami w kształcie klaszczących dłoni. Uważnie wymiajałem siedzących ludzi zdejmując sandały, gdy potrzeba i nie przechodząc nad nikim, tak jak należy w tym kraju. I już zaraz zostałem obdarowany chustą z napisem po Tajsku “kochamy króla, kochamy Tajlandię” i od tego momentu ludzie widząc mnie wiwatowali i klaskały kołatkami. Crazy world.