W Boliwii wciąż dosyć powszechny jest zwyczaj trzymania w domu czaszek. Mają one chronić przed złodziejami, przynosić szczęście i pomyślność. Ale mówią także, że jeżeli nie będzie się ich traktować dobrze, to mogą na dom sprowadzić choroby i nieszczęścia. Dlatego czaszeczce trzeba do czasu czasu wsunąć w zęby fajeczkę, posypać liściami koki, pokropić wysokoprocentowym alkoholem. No i raz w roku, 8 listopada, należy czaszkę przewietrzyć, zabrać na spacer do kościoła i na cmentarz, pokazać innym, posypać kwiatkami, przedstawić innym czaszkom…
Kościół oczywiście takie “zabobony” stara się tępić. Jednak trudno jest wyplemić te przkazywane z pokolenia na pokolenie wierzenia. Więc w takim wypadku najbezpieczniejsza wydaje się taktyka święcenia, soczystego kropienia wodą święconą, coby wygonić z kości złe duchy. Więc co roku 8 listopada do kaplicy na cmentarzu w La Paz ludzie przychodzą tłumnie przynosząc ze sobą te swoiste święconki. Jednak tego typu wierzenia robią się trochę “niewygodne” i w tym roku, po latach , Arcybiskup La Paz oficjalnie zabronił w tym roku mszy czaszeczek. Ale jednak jak to zwykle jest ludzie wiedzą lepiej niż biskupi, więc i w tym roku były tłumy w kaplicy i celebracje. A czego kościół nie poświęci, to szaman przed kościołem chętnie i bez problemu odymi.
Chodziłem pomiędzy ludźmi, pytałem o imiona czaszeczek, robiłem zdjęcia. Pytałem o wiek, a także, czy są to członkowie rodziny. Czasem odpowiedzi padały natychmiast. 14 lat, 25 lat, kuzyn, matka, przyjaciółka. Czasem jednak odpowiedzi poprzedzone były charakterystycznym “eeeee….“. To samo “eeeee….“, które znam dobrze z marketów, gdy cholita zapytana o cenę bananów zastanawia się jako cenę rzucić gringo… Czyli po prostu “eeeee….” – wstęp do kłamstwa.
Potem poczytałem trochę w internecie i okazuje się, że czaszki te najczęściej pochodzą z rozkopanych, okradzionych grobów, kupowane są na czarnym rynku, żeby ostatecznie stanąć na domowych ołtarzykach. Zatem nie są to relikwie bliskich, lecz ukradzione i przehandlowane kości z cmentarzy.
Idzie pani z trzema czaszkami.
– Kto to? Mężowie? – pytam.
– Kuzyni. Hahaha… Trzej mężowie, fajnie by było… Hahaha…
Co kieruje ludźmi, że posuwają się do tego, żeby kupować czaszki nieznanych sobie osób i stawiać je u siebie w domach? Szpan? Ślepe trzymanie się tradycji? A może jest coś w tych starych kościach, jakiś duch, którego obecność oni jeszcze czują? A może to tylko wytwór ich psychiki, efekt historii opowiadanych przez babkę-prababkę, wieloletnie wierzenia, które zaszczepione wciąż rosną w ich głowach? A może to tylko kolejna okazja, do urządzenia imprezy…
Na zakończenie naszego przydługiego cyklu, który przewinął się przez nasze kilka blogów, wywiad z Martą i Bartkiem, którzy zawitali do mojego miasta w wielkiej dolinie, ba nawet pomagali mi w przeprowadzce. Ona – nigdy nie przestaje się uśmiechać, on swoim inteligentym poczuciem humoru przesiąkniętym sarkazmem czynnie jej w tym pomaga. Razem – w drodze od dwóch lat, raczej po nieprzetartych szlakach. Mongolia z buta, Nowa Zelandia na rowerach, Ameryka Południowa na motorach.
[zdjęcia pożyczone z bloga Bartka i Marty]
1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.
Może to kiepski początek wywiadu, ale nie mamy odpowiedzi na to pytanie. To jest wersja pytania: “a jaki kraj podobał ci się najbardziej?” albo “a wolisz Indie czy Boliwię?”
A kogo bardziej kochasz, mamusię czy tatusia?
Każde miejsce jest inne. Czego innego szukasz w zatłoczonej Azji, czego innego w bezkresnej choć cywilizowanej Australii, czego innego w zimnych Andach.Każdy puzzel wyjęty z naszej układanki popsułby obrazek. Nie chcemy wybierać.
2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.
Motor. W zasadzie dwa motory. Po wielu eksperymentach chórem przyznajemy, że to najdoskonalszy sposób podróżowania. Oczywiście jest to środek, a nie cel, ale środek najskuteczniejszy. Dzięki motorom podróżujemy po swojemu, nie drepczemy w szeregu z hordą bakcpackersów od atrakcji do atrakcji, możemy dostać się tam, gdzie jest nieturystycznie = autentycznie. Motory budzą ciekawość ludzi, otwierają ich serca i domy. Nie tworzą dystansu takiego jak samochód, nie powodują ograniczeń takich jak rowery (no dobra, niech będzie, lenie jesteśmy i po dwóch miesiącach w Nowej Zelandii nie chce nam się więcej pedałować). W tej chwili już nie potrafimy wyobrazić sobie innego podróżowania. Ok, czasem człowiek zmoknie, zmarznie albo się wypieprzy, ale jak to fajnie będzie kiedyś powiedzieć wnukowi: “A tu babcia ma bliznę po tym jak zaliczyła glebę w Boliwii”…;-)
3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawą.
Do “wyprawy” to się przygotowywał Kazimierz Nowak a nie my. Nie jesteśmy na żadnej “wyprawie”. Podróżowanie dziś jest tak proste i skomercjalizowane, że nazywanie tego “wyprawą” wypacza sens słowa. Obecnie trzeba się solidnie nagimnastykować, żeby choć na trochę wyrwać się cywilizacji i zjechać tam, gdzie nie docierają agencje turystycznie.
Jak długo się przygotowywaliśmy? Za długo. Nie ma co za dużo kombinować bo i tak się wszystkiego nie przewidzi. Sprzęt trekingowy podrze się albo zgubi szybciej niż myślisz i w końcu dojdziesz do tego, że najlepszym obuwiem są klapki, umowę najmu mieszkania wypowiedzą jak będziesz najbardziej potrzebował kasy a potem ukradną laptopa z ulubioną muzyką, którą tak starannie sobie poskładałeś itd. Po kilku miesiącach w drodze będziesz się śmiał z większości tego, czym sobie zawracałeś głowę przed wyjazdem.
Chociaż z drugiej strony przygotowywanie się było dla nas już częścią wyjazdu i dobrą zabawą. Pierwsza rozmowa pt.:”a może by tak wyskoczyć na dłużej” pojawiła się ze dwa lata przed wyruszeniem i od tego czasu ciągle jakoś tam niezobowiązująco organizowaliśmy się fizycznie i psychicznie. …Jak dostaliśmy zimą nowy namiot to go sobie rozstawiliśmy w pokoju i przespaliśmy się w nim z niecierpliwości…A intensywniejsze działania zaczęliśmy jakieś 3 miesiące przed wyjazdem: szczepienia, szukanie najemcy mieszkania, sprawy bankowe, założenie bloga itp.
4. Co Cie wkurwia.
Koloryzowanie przez wielu ludzi swoich podróży, opowiadanie o dzikich przygodach na krawędzi życia i dyskretne przemilczenie, że są na sztampowej wycieczce zorganizowanej przez jedną z licznych agencji turystycznych oferujących swoje usługi w sąsiednim mieście. Oczywiście każdy podróżuje jak lubi i potrafi – tylko nie twórzmy potem wrażenia, że dokonaliśmy czegoś, na co nie zdobyłby się żaden inny człowiek. Podróżowanie jest w zasięgu ręki większości z nas, a takie “ściemnianie” tylko niepotrzebnie straszy, że to bardzo trudna sprawa…
5. Za czym tesknisz najbardziej.
A to zależy kiedy. Różne tęsknoty nachodzą w różnych momentach. W Azji dalibyśmy się pokroić za pajdę chleba ze smalcem, w Nowej Zelandii marzyło nam się ciepłe łóżko…
Ale z największymi tęsknotami pomagają nam sobie radzić rodzina i przyjaciele, którzy nas po prostu odwiedzają. Jak podliczyliśmy, ponad 30% naszego wyjazdu spędziliśmy z Nimi. Polskością niesamowicie doładował nas też pobyt w La Paz i w Ekwadorze.
Zacząłem miesiąc tzw. “bezpłatnego”. Nie dzwoń do mnie, bo profilaktycznie nie odbieram. Mogę w końcu pojechać autobusem tam gdzie chcę. Mogę nic nie musieć.
W dzisiejszym odcinku ‘Wywiadu w drodze’ zapraszam na wywiad z kolejną parką z dzieckiem. Czyli kolejny dowód na to, że da się, a dziecko to nie jest wystarczająca wymówka, przeciwko podróżowaniu.
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania
Po pierwsze doświadczenie, które mamy jest bardzo niewielkie. Kilka krótkich wypadow (Karaiby, Cape Verde itp) oraz nasze 112 dni podróży po Azji Południowo Wschodniej to równocześnie dużo i mało… zależy jak na to spojrzeć.
Na pewno nie wyobrażamy sobie podróżowania bez Indonezji. Na Sumatrze byliśmy tylko chwilę, pod sam koniec, lecz zostaliśmy zaczarowani. Wspaniali ludzie, otwarci, uśmiechnięci, zawsze pomocni, tacy bezinteresowni. Mieliśmy ledwie ponad tydzień na zwiedzenie północy Sumatry. Niesamowite miejsce, pozostał ogromny niedosyt. Na pewno tam wrócimy, niekoniecznie na Sumatrę, ale na pewno do Indonezji.
Drugi kraj to Tajlandia. Wystarczy wybrać się tam gdzie nie ma faranga a można doświadczyć dużo więcej. Nie zamknę tego w słowach. Ten kraj trzeba poczuć. Ja za każdym razem, gdy słucham tajskiej muzyki mam łzy w oczach…
Miały być trzy kraje, ale poprzestanę na dwóch. Za mało widzieliśmy. Za kilka lat będziemy widzieć więcej. Jeszcze sporo innych krain przed nami… Wszędzie można znaleźć piękno, więc odpowiedź na to pytanie jest dla nas chyba niemożliwa.
2. Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Podróżowanie to dla nas stan ducha, teraz to wiemy. A co jest najważniejsze? Na pewno towarzystwo. Najwspanialszy widok na świecie staje się piękny gdy oglądamy go wspólnie z tymi, których kochamy. Wszystko smakuje lepiej. Radość jest większa a smutki mniejsze.
Podróżując staramy się omijać bardzo turystyczne miejsca, czasem jednak warto zobaczyć coś co jest słynne na cały świat. Jednak lubimy zejść z utartej ścieżki, zobaczyć co jest trochę dalej. Ważny dla nas jest kontakt z tambylcami. Uwielbiamy pędzić przed siebie na motorku (ach to poczucie wolności!), zatrzymać się w przydrożnym barze. Pobyć z ludźmi, poobserwować, porozmawiać.
Lubimy mieć swoje zdanie i swój pomysł na miejsca, które odwiedzimy. Jednak potrafimy czerpać od innych inspiracje („patrz kochanie jak tam pięknie, musimy tam pojechać!”).
Przyznam się bez bicia, mamy fetysz – na naszej trasie musi być gdzieś biały piasek, palmy i nieruchoma tafla ciepłej wody. I jeszcze „kororowe rybki” na wyciągnięcie ręki. Chociaż szczerze mówiąc po jakimś czasie spędzonym w takim raju z wielką chęcią zakładamy nasze profesjonalne obuwie typu trampers i ruszamy zdobywać okoliczne szczyty. Bo nam nie może się zbytnio nudzić.
I jeszcze jedno… ten specyficzny stan umysłu, który pojawia się podczas jazdy przed siebie, tak po prostu, czymkolwiek, a oczy wpatrzone gdzieś daleko w przestrzeń – zrozumie ten kto zrozumie…
3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?
Generalnie my wszystko robimy od dupy strony, znaczy się nie w tej kolejności co trzeba. Nam wystarczy impuls, a potem oboje się nakręcamy. Zaczęliśmy od pomysłu, że w Anglii nic nas nie trzyma, że możemy mieszkać gdzie tylko nam się zamarzy… Prawie rok zbieraliśmy kase. Kupiliśmy bilet w jedną stronę i jazda. Nie było żadnego planu, tylko lekki zarys oraz trzy lokalne przeloty wykupione w AirAsia. Olaliśmy tzw. research a całość klarowała się po drodze.
4. Co cie wkurwia?
Ostatnio bardzo niewiele, ale jednak troche rzeczy działa mi na nerwy, ale najbardziej moja własna głupota. Przeze mnie, przez wyłączoną funkcję myślenia okradziono nas. Podobno uczymy się na błędach, lecz wyłącznie swoich, i to boleśnie. W naszej podróży mieliśmy chyba więcej szczęścia niż rozumu.
Dawniej byliśmy bardzo spięci, trzy lata temu w Tajlandii oburzaliśmy się: jak to można NAS tak traktować, przecież MY zapłaciliśmy dużo pieniędzy za bilet i MY mamy wakacje. Cóż, bardzo roszczeniowa postawa typowego białasa na wakacjach.
A jak było teraz? Śmieszyła nas podróż z Koh Phangan na Phuket ośmioma(!) środkami transportu, przesadzali nas niczym bydło a my tylko z uśmiechem obserwowaliśmy zastaną rzeczywistość. Albo jadąc do Medan busem niczym dla krasnoludków spędziliśmy cztery godziny w totalnie niekomfortowych pozach, Dorotka w ciąży z Maksiem śpiącym na niej okrakiem a ja z kolanami na ukos i pod brodą i jakąś rurą pomiedzy nogami… zamiast się martwić, cieszyliśmy się z miejsca siedzącego, bo nie każdy je miał:)
Nie lubimy też depresanto-malkontento-zazdrośników.
5. Za czym tęsknisz najbardziej?
Chyba za niczym… Wszystko co mamy to siebie nawzajem. Nasza rodzina stanowi pewną dopełnioną całość. Więc za rodziną nie tęsknię. Od kilku lat mieszkamy poza granicami Polski, więc gdy gdzieś jedziemy nie ma żadnych pożegnań.
Po trzech miesiącach w Azji zabrakło nam trochę polskiego jadła, lecz myślę, ze sprawę dałoby się jakoś rozwiązać, typu poszukiwanie śledzi czy kiszonych ogórków. Ale to nie była jakaś znowu wielka kwestia.
Tęskno nam też było do… polskości, żeby pogadać po polsku z kimś innym niż ze sobą nawzajem. Tygodniowi turyści nie rozumieli nas a nam głupio było się narzucać.
A u mnie tymczasem przyjechał Naleśnik w odwiedziny, spadł śnieg i spaliło się pół instalacji elektrycznej w mieszkaniu. Nie ma letko. Więc zamiast zdjęcia Mańków, Dorotek i Maksów wrzucam zdjęcia z środowego poranka, kiedy to odbierałem Naleśnika z lotniska, a świat był biały (na szczęście nie w mojej Dolinie Szczęśliwości).
Gdyby wszystko było inaczej, gdyby było odwrotnie, to może ochajtałbym się gdzieś w okolicach 25-tego roku życia tak jak większość z was. Może miałbym kilkuletnie dziecko. Inaczej patrzyłbym na świat, czym innym się martwił, inaczej planował.
Gdyby moi rodzice jak byłem dzieckiem nie wozili mnie na wyprawy najpierw żółtą Syrenką Bosto, a potem kolejnymi maluchami, to pewnie nie miałbym tego zamiłowania do gapienia się przez okno na zmieniający się krajobraz. Gdyby nie kolorowe szkiełka, które znajdowałem w rzeczce przy hutach koło Szklarskiej Poręby, byćmoże nie wierzyłbym teraz, że wiele z “cool” rzeczy dostajesz za darmo, wystarczy tylko szukać i w odpowiednim momencie schylić się i wyciągnąć po nie rękę.
Ten odcinek jest o Marcie, która kolekcjonuje kamyki, która karmi gołębie, która podróżuje z nocnikiem, która widziała takie rzeczy, o których jej rówieśniczki nawet nie śnią. Która będzie mieć zupełnie inne postrzeganie świata niż ty albo ja. Bo w końcu któż z nas wybrał się w pierwszą podróż dookoła świata mając zaledwie kilka lat.
Ten odcinek jest także o Mariuszu i Renacie, którzy odważyli się na ten wyczyn, powiedzieli sobie “kurde, damy radę, jak nie teraz, to nigdy”, którzy stwierdzili, że nie chcą przesiedzieć tych pięknych momentów w życiu swoim i swojego dziecka na stołku w korporacji (Mariusz), ani wysiedzieć urlopu wychowawczego gdzieś na jakimś warszawskim placu zabaw. “Robimy to”, powiedzieli nie do końca wiedząc czymże jest “TO”, jak będzie, co ich czeka.
A teraz proponuję zapuścić sobie tło muzyczne i oddać się lekturze.
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażacie sobie podróżowania.
Po pierwsze Polska – bo od tego kraju zaczynaliśmy. Do dziś pamiętam swoje “członkostwo” w klubie PTTK szkoły podstawowej nr 43 w Sosnowcu, rajdy terenowe po Jurze i Beskidach. Co prawda członkostwo zakończyło się wyrzuceniem mojej skromnej osoby z hukiem :) zupełnie niesłusznie zresztą – ale i tak nie zabili mojej potrzeby “szwendania” się. Późniejsze, już samodzielnie organizowane wypady w Tatry, Beskidy, Sudety czy na Mazury.
Po drugie – Stany Zjednoczone – za “enjoy the ride”, ogromne przestrzenie “niczego”, które się do tego świetnie nadają, za wprost kosmiczne parki narodowe południowego zachodu i most Golden Gate – gdzie utwierdziłem się w przekonaniu, że chcieć to móc.
No i po trzecie Meksyk – za chaos stolicy, za uśmiechy ludzi, za klimatyczne uliczki Guanajuato no i za to że nauczył nas pokory do siebie i drogi jaką mieliśmy przed sobą.
2. Co jest dla Was najważniejsze w podróżowaniu?
Wolność wyboru, poczucie decydowania o tym co robimy i kiedy. Za możliwość bycia razem (co czasem nie jest łatwe) i patrzenia na to samo na swój sposób. I to wszystko mimo narzuconej marszruty przez bilet RTW – co też daje pewien komfort – tym bardziej, że nasza podróż z wielu względów nie może być “neverending”.
3. Jak długo się przygotowywaliście przed wyprawa?
Mentalnie – pewnie całe dorosłe życie. Jak sięgam pamięcią to już w podstawówce po przeczytaniu niemal wszystkiego co napisał Szklarski i May miałem wytyczoną trasę na mapie (która zresztą wisiała na ścianie zamiast plakatu Modern Talking).
Technicznie jakiś rok. Wydawać się może, że to długo – ale jak się ma wyjechać w trójkę na dodatek z dzieckiem to i koszty przedsięwzięcia są wyższe, więc dochodzi okres zintensyfikowanego oszczędzania (nie mamy wpisane w dowodzie zawód: “syn/córka”). Do tego szczepienia – tutaj też trzeba wyważyć wszelkie ryzyka i w odpowiednim momencie się zaszczepić (chodzi o najmłodszego uczestnika wyprawy), przemyśleć trasę by wpasować się “mniej więcej” w pogodę, urlopy (bezpłatny i wychowawczy) itd. Jakoś sobie zorganizować zobowiązania kredytowe itd.
4. Co Was wkurwia?
Było by fantastycznie napisać, że nic – ale to nieprawda. Rzeczywistość jest taka, że bardzo wiele rzeczy. Podróż miała pomóc w nabraniu dystansu do pewnych wkurzających “czynników zewnętrznych” – cel osiągnięty połowicznie bo choć poprawę widać to jeszcze długa droga przed nami.
[M] ludzie których motto życiowe brzmi: “nie ważne że mam życie do dupy – ważne że ten obok ma jeszcze gorzej”
[pytania 5-11 na blogu wpzs]
12. Ile to kosztuje? I czy warto?
czy to ważne? Ile by nie kosztowało, warte jest milion razy tyle ile wydaliśmy.
Zresztą każdy sposób jest dobry, czy wyjazd PeKaeSem poza miasto, czy z biurem podróży do Hurgady, a może stopem przez całą Afrykę – grunt to by być świadomym swojej roli w tym wszystkim…
Niezła biba była. Choć odlegli od siebie o 12 stref czasowych, to jednak wciąż bardzo bliscy. Kochane tamtaramy i Ewa Kamila. Na żywo z Kuala Lumpur w moim komputerze. Pięknie było. Pierwsze interkontynentalne chlanie obieżyświatów zakończone sukcesem.
Przez moment dołączył z Buenos Aires także Mariusz, ale się zmył szybko, bo spieszył się na samolot.
Rozpoczynamy sezon na parki, Daria i Tomek to internetowi nieznajomi, którzy dołączyli do naszego projektu wywiadu w drodze. Młodzi są i pojechali daleko. Ich wypowiedzi też mi się wydają trochę młode (nie wiem, czy to może ja mam skrzywienie jakieś, że stary jestem i w ogóle po przejściach). W każdym razie zapraszam do zapoznania się z ich punktem widzenia.
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania.
Trochę dziwne pytanie. Nie ma kraju bez, którego nie wyobrażamy sobie podróżowania.
Na pewno nie będzie tu Polski bo po niej obydwoje mało podróżowaliśmy co mamy zamiar za jakiś czas nadrobić.
Zobaczyliśmy na razie niewielki ulamek tego świata a nasze 3 ulubione kraje to:
Indie, Turcja, Bośnia i Hercegowina
Jesteśmy świeżo po podróży do Indii, które wręcz pokochaliśmy.
Intensywność zapachów, kobiety w kolorowych sari, hałaśliwe riksze, niesamowite smaki, krowy leżące na ulicy w centrum miasta i wiele innych rzeczy, których nie sposób wypisać. To wszystko sprawiło, że Indie są naszym numerem jeden. Żałujemy, że te 1,5 miesiąca już minęło ale wiemy, że kiedyś wrócimy tu na dłużej.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Kochamy podróże za to, że każdy dzień, każda minuta wygląda inaczej. To wyrwanie się z codziennej rutyny i nudy, które paraliżują umysł. W podróży czujemy się jak wypuszczone z klatki ptaki, szybujące gdzieś nad głowami innych. Poznajemy nowych ludzi, zdobywamy doświadczenia i żyjemy pełnią życia. Podróżując uwielbiamy obserwować. Wszystko od natury nas otaczającej po pojedynczą jednostkę na ulicy. Lubimy też mieć kontakt z lokalami. W krajach takich jak Indie czy Turcja to nic trudnego. Uważamy, że dzięki 15 godzinnej jeździe indyjskim sleeperem lepiej poznamy Indie niż gdybyśmy mieli zjechać wszystkie jego highlightsy razem wzięte.
3. Jak długo przygotowywałeś się przed wyprawą?
Kupiliśmy bilet do Indii prawie rok przed wyjazdem. Miesiąc przed wyjazdem stwierdziliśmy, że na Indiach nie poprzestaniemy i zamierzamy spędzić w Azji południowo wschodniej minimum sześć miesięcy. Prawdę mówiąc nie wiemy co tu przygotowywać.
Podejmujesz decyzję i jedziesz sobie. Tyle.
4. Co cię wkurwia?
Oj wiele rzeczy. Najbardziej to chyba zorganizowane wycieczki, które wyrzucają pięć kawałków za leżenie przy hotelowym basenie i wlewanie w siebie kolorowych trunków.
Wkurwiają nas też osoby które mówią – „Świetny pomysł na życie ale ja bym tak nie mógł”. Każdy by mógł, wystarczy chcieć. Albo pytania : „Nie szkoda ci pieniędzy i czasu na takie rzeczy?”
5. Za czym najbardziej tęsknisz?
T: Jestem w podróży dopiero 1,5 miesiąca. Czasem mam momenty, że tęsknie za rodziną ale tak poza tym to nie tęsknie za niczym.
D: Za rodziną i znajomymi.
Dziwna była podróż ta moja podróż do Amazonii. Te osiem dni “uwięziony” na łodzi. Dziesiątki przystanków po drodze (rzece) przy kilku chatach na skraju amazońskiej dżungli. A potem Iquitos, 400-tysięczne miasto do którego można tylko przypłynąć albo przylecieć.
Popłynąłem do Pevas dobę od Iquitos. Ten fragment podróży prawdziwie mnie wykończył.
Wizyty w jakichś wioskach, gdzie ludzie nic nie robią, gdzie prąd włączają tylko na trzy godziny dziennie, i które to godziny ludzie spędzają na oglądaniu telewizji i marzeniu o samochodach i innych gadżetach filmowego świata, które zupełnie nie pasują do miejsca, w którym mieszkają. Nigdzie tak często mnie nie pytano “ile kosztował twój aparat”, co doprowadzało mnie do irytacji, ta chęć porównania się do kogoś z innego świata przez ludzi, którzy żyją niemal nie pracując. Bo gorąco, a dżungla obwita jest w jedzenie, więc żyją w prymitywnych domach, by wieczorem usiąść na ulicy przy sklepie (bo przecież samochodów w wioskach nie ma), przekąsić smażone banany z kawałkiem kurczaka, i pogapić się na miejscową młodzież grającą w siatkówkę.
Nie miałem moskitiery, antymalaryków nie brałem, więc spałem w ubraniu. Z resztą wszystko było w takim syfie, że lepiej niczego nie dotykać bezpośrednio. Wilgoć, grzyb, robale, ćmy wielkości nietoperzy.
Zrobiłem trochę zdjęć, skoro już tam byłem, przy okazji, trochę na siłę, bo ciężka to była podróż. Nie było zachwytu, ciekawości. Samo bycie tam było ogromnym wyzwaniem, niemal zmuszałem się, by cokolwiek zrobić. A robić nie było czego, brak prądu w dzień, brak nawet książki.
Nie wyprawiłem się na tripa do dżungli. Byłem przekonany, że dotarłem wystarczająco daleko. To nie dla mnie, to nie dla białych ludzi.
Dużo czasu na zmierzenie się z własnymi myślami. Za dużo.
To był koniec mojej podróży. Przejechałem przez wszystkie strefy klimatyczne Ameryki Południowej.
Zrobiłem trochę zdjęć. Zmęczone kadry. Większość materiału wciąż nietknięta leży na twardym dysku.
Jest kilka utartych sloganów, powtarzanych z ust do ust, wypisywanych na koszulkach, plakatach i transparentach. Jedna z tych cudownych maksym głosi, że “wszytko co najlepsze w życiu jest za darmo”. Ludzie lubią tę maksymę sobie powtarzać, ale tak naprawdę mało jest tych, którzy naprawdę w nią wierzą, a tym bardziej według niej żyją. Pasikonik jest mistrzem świata we wcielaniu tych słów w życie. Co prawda w jego wykonaniu “za darmo” może oznaczać często wysiłek, pot, kurz, kolce w rękach i salmonellę w brzuchu, ale chodzi o zasady. Pasikonik swoje życie zadedykował PRZYGODZIE. Pasikonik pracuje wtedy kiedy chce i lubi, zazwyczaj w lesie albo w ogrodniczkach. Pasikonik jest przeciwnikiem wymiany pieniężno-towarowej. Pasikonik zostaje w danym miejscu tyle ile czuje, że powinien. Pasikonik chce być biedny. Pasikonik to życiowy nomad, od ośmiu lat bez stałego miejsca zamieszkania, płynący przez życie na falach zdarzeń, uczuć i emocji.
Pasikonik był jedną z tych wielu osób na mojej drodze, które pokazały mi, że można płynąć pod prąd, być sobą, żyć po swojemu i przy tym dobrze się bawić.
Zapraszam na wywiad z Pasikonikiem.
[na tym zdjęciu Pasikonik dzielnie walczy z salmonellą]
1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.
Polska – przede wszystkim. O swoim kraju powinno sie wiedziec. Powinno sie rozmawiac. Powinno sie rozumiec. Jako tako znac historie, powiazania, przyczyny i skutki. Powinno sie jako tako orientowac w polityce. A takze geografie znac. Zanim wyruszylem za granice nadwislanskiego kraju przemierzylem go autostopem wielokrotnie. Poznalem Mazurow, Hanysow, Kaszubow i Gorali. Mieszkalem w Jarocinie (tak, tym Jarocinie – stamtad pochodze), mieszkalem na Pomorzu, na Dolnym Slasku, a takze w Gorach Bystrzyckich. To byly roznorakie miejsca: bogaty dom, wynajete pokoje, mieszkania, wiejskie chalupy, strych, piwnica, namiot, melina az po odludny, drewniany domek w lesie. Dzielilem te miesjca z calym przekrojem polskiego spoleczenstwa, z ludzmi wyksztalconymi, z dziennikarzami, z artystami, ze studentami, z prostymi rolnikami i ich rodzinami, z pijakami i z narkomanami.Podroze po Polsce pozwolily mi lepiej zrozumiec polskosc we mnie i w innych Polakach. Odroznic szerokopojete cechy ludzkie od typowych nalecialosci polskiego pochodzenia.Straciloby na wartosci podrozowanie po swiecie bez moich polskich doswiadczen. Natomiast innych kluczowych pozycji nie posiadam, bowiem wyobraznia to fascynujaca, wciaz rozszezajaca sie glebia…
2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.
Kazdy podrozuje na swoj sposob, tak jak chce albo tak jak potrafi. Istnieje cala masa ludzi, ktora wykupuje zorganizowane wycieczki lub krok po kroku “podrozuja” z przewodnikiem typu Pascal. Ja kieruje sie intuicja. Jest o wiele lzejsza niz przewodnik (w miejsce owego raczej wezme Kapuscinskiego) i doprowadza mnie dokladnie w te miejsca, w ktorych pragne sie znalezc. Sa to miejsca, z ktorych moge cos wyniesc i na pewno nie mam na mysli typowo polskiego wynoszenia czegos pod pazucha. Sa to miejsca, w ktorych moge sie czegos nauczyc, ludzie, dzieki ktorym moge sie czegos dowiedziec. Uczyc sie, uczyc, uczyc! To dla mnie najwazniejsze w podrozowaniu. (Zapewne drapia sie po glowie moje belfry z Jarocina, ktore dobrze wiedza, ze same dwoje w dzienniczku mialem).
3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa.
Przygotowywalem sie 19 lat. Od dziecka interesowal mnie swiat. Palce w mape wciskalem, wyobraznia wedrowalem, globusy podkrecalem. Nie moglem doczekac sie momentu, kiedy wyjade z Jarocina. I zaraz po maturze wyruszylem. Przez trzy lata poznawalem Polske, potem ruszylem dalej. Jestem w drodze od osmiu lat. Podrozuje inaczej, bardzo powoli. Zamieszkuje miejsca, w ktorych sie zakochalem lub do ktorych zaprowadzil mnie los. Albo nos. Znajduje zajecie i zyje z miejscowymi. Albo jade zarobic na chwile do bogatszego kraju. Na poczatku to byl raczej instynkt, pozniej zrozumialem, ze jestem zyciowym nomadem… Wczesniej zdarzalo mi sie wynajmowac jakis pokoj, co przez kilka miesiecy moglem nazywac domem, ale ostatnie dwa lata nie mieszkam nigdzie, wedruje z plecakiem, uwodzony przez rozne sytuacje goszcze pod znajoma i nieznajoma strzecha.
[cut – pytania i odpowiedzi 4 i 5 znajdziesz na blogu Pasikonik – link poniżej]
6. Jak sobie poukladales sprawy z praca, kariera, z luka w CV.
Kariera nomada..? Jakas abstrakcja. Jesli o prace chodzi to zdecydowanie wole pracowac dla przyjemnosci albo za dach nad glowa niz dla pieniedzy. A w CV nie mam zadnych “luk”. Pisze wszystko. Na przyklad o tym jak mieszkalem kilka miesiecy w jaskini w Andaluzji albo jak wyciagalem kciuka na skraju brazylijskiej szosy.
7. Jak przelamac strach i obawy przed samotna wyprawa?
Trudno mi odpowiedziec na to pytanie, bo ja sie nigdy nie balem samotnej wyprawy. Malo tego! Uwazam, ze najlepiej podrozuje sie w pojedynke! Mysle, ze aby przelamac strach trzeba dojsc do jego zrodla. A ono zazwyczaj tryska strumieniem wlasnych kompleksow oraz zle dobranych informacji.Sprobujmy zrozumiec jedna rzecz. Zalozmy, ze od wczesnego dziecinstwa rodzice, wujkowie i ciotki, wszystkie media wpajaja ci, ze swiat jest piekny i fascynujacy, pelen dobrych ludzi i intencji. Czy dalej bys sie obawial? Prawdopodobnie o wiele mniej. A dlaczego media bezustannie trabia o wypadkach i nieszczesciach? Jednym z powodow jest to, ze wystraszonym spoleczenstwem latwiej sie kontroluje i manipuluje. Nie bedziesz sie wychylal kolego, nie bedziesz stwarzala za duzo problemow kolezanko, jesli zamkniecie sie w bance, bedziecie robili to, co wszyscy dookola robia i zaufacie, ze swiat na zewnatrz jest dziki i niebezpieczny…A ja radze wyciszyc umysl i odpowiedziec sobie samemu czego sie wlasciwie boisz i dlaczego. Odpowiedziec sobie czy chcesz zrozumiec, a zatem pokonac swoj strach, czy zyc z nim do konca zycia. Mozna tez posluchac tych, ktorzy jezdza i doswiadczaja, ktorzy widza, slysza, czuja i smakuja swiat. Ale najlepiej nie sluchac nikogo, tylko siebie, swojego serca.Jak serce chce jechac to zalecam chlapnac kieliszka zoladkowej i ruszyc.
Filip to nieprzeciętny agent. Zaglądałem na jego bloga, gdy był jeszcze w Azji. Nawet jakieś wiadomości wymieniliśmy. A tu któregoś dnia, w barze w Sucre siedzę sobie z dwoma Izraelitkami i wchodzi Filip. “Cześć Filip, zapraszam!” – tak skrzyżowały się nasze drogi. W Sucre we trzech (wraz z Pasikonikiem, który będzie bohaterem następnego odcinka) nakręciliśmy film. Niecodzienny film o podróżowaniu jakiego świat jeszcze nie widział. Mam nadzieję, że Pasiko zmontuje go przed końcem świata (podobno są postępy) i wreszcie świat ujrzy jak można się bawić w podróży. Dużo dobrych akcji Filip odstawił. I jedną złą, ale o tym nie będziemy mówić. :)
Filip podobnie jak ja nie może wyjechać z kontynentu. Utknął w Cali w Kolumbii. I dobrze mu tam.
A oprócz tego Filip jest bratem Muńka Staszczyka i największym na świecie antyfanem Budki Suflera.
Zapraszam na wywiad!
1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.
Indie, Stany, Kolumbia
Indie za magie, madrosc, mocne uderzenie od poczatku do konca, beczke smiechu, miliony nowych doznan duchowych i wizualnych, USA – za przeciwienstwo tego lubimy w podrozowaniu, za nauke pokory, tolerancji i rozumienia swiata, za parki narodowe jak nie z tej bajki, przestrzenie, popkulture, odjechane miasta, mieszanke wszystkiego co najlepsze i najgorsze w tym swiecie, Kolumbia – za latonoska podroz taneczno-muzyczno-kulturalna, spontaniczna zabawe do bialego rana, sliczne, gorace dziewczyny, przemilych, wesolych i szczesliwych ludzi ktorzy mimo ze maja niewiele to potrafia sie cieszyc zyciem i sprawic ze od pierwszego dnia czujemy sie tutaj jak u siebie w domu.
2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu?
Aby otworzyc umysl na to co nowe, nowe jezyki, egzotyczne zarcie, tradycje, ludzi, poznac lokalsow ale takze innych podroznikow. Podrozowania to zetkniecie sie z innym sposobem myslenia niz nasze i wspaniala lekcja aby wyzbyc sie krytykowania, narzekania czy oceniania innych. Po prostu chlonac, obserwowac, nie planowac zbyt szczegolowo i dac sie poniesc przygodzie.
3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa?
W ciagu okolo miesiaca wykonalem wszystkie niezbedne szczepienia, zrobilem zakupy i zebralem informacje gdzie chce jechac i co zobaczyc. A pozniej wystarczylo cierpliwie czekac az mnie zwolnia (z powodu zmian strukturalnych w firmie).
4. Co Cie wkurwia?
Na dzis nic mnie nie wkurwia. Chcialoby sie powiedziec ze rowniez nic mnie nie “tyka”, ale to nieprawda. Np, marudny bialas bakpaker podrozujacy pol roku po ameryce poludniowej ale dziwnie wciaz nie znajacy podstaw hiszpanskiego, przyjezdza do Cali – miasta w ktorym obecnie mieszkam – przesiaduje calymi dniami w hostelu saczy w dzien browara ogladajac Simsons i filmy sensacyjne, narzeka ze nie ma nic do roboty, ze Kolumbijka nie oddzwonila, nienawidzi salsy (Cali to stolica salsy) a wieczorem wciagajac koke marudzi ze brakuje mu porzadnych klubow z elektroniczna muzyka i wzdycha za europejskim Buenos Aires.
Podobnie czasem lapie sie na tym ze smiesza mnie maruderzy, krytykanci, “realisci”, wiecznie niezadowoleni, oceniajacy, z wielkim ego, przywiazani do marek, krajow, idei. Na szczescie ostatnio bardzo rzadko mi sie to zdarza. Jeszcze nie wiem czy to efekt zmadrzenia czy szczesliwy “zbieg okolicznosci” – dobra karma:) Czas pokaze. Dopiero niedawno zrozumialem ze kazdy jest w 100% odpowiedzialny za to ze cos, lub ktos go wkurwia i tylko od nas zalezy jak sie do tego ustosunkujemy. Nie ma to nic wspolnego z wrazliwoscia, a wrecz przeciwnie jest powiazane z madroscia, badz inteligencja. Im mniej sytuacji ktore nas denerwuja tym wieksza madrosc, tym blizej do doskonalosci.
5. Za czym tesknisz najbardziej?
Byloby nie fair gdybym powiedzial ze nie tesknie, nie bylo mnie ponad 3 lata w domu. Jeszcze w tym roku chce sie zobaczyc z rodzinka, z przyjaciolmi, polazic po starym podworku, zobaczyc co sie zmienilo a co zostalo nienaruszone. Ale nie jest to tesknota romantyczna, szlochanie do sluchawki czy narzekanie w stylu “jak to fajnie by bylo gdyby”. Bez paniki. Wkrotce sie zobaczymy. (Korekta: obecnie jestem w Polsce na wakacjach…wywiad powstal 2 tygodnie zanim zdecydowalem sie przyjechac)
Wyprawiliśmy dziś imprezę dziękczynną dla rodziny. Bo to rodzinie zawdzięczamy, że poza praleczką i kuchenką, to praktycznie całe wyposażenie mieszkania wynieśliśmy ze schowków wszelakich, m.in. 16 metrów kw. wykładziny w kolorze ciemnego różu, kubeczki, zastawę ślubną siostry, która wpadła na odwiedziny z Niemiec, kubki, szklanki, tostery, a nawet maszyna do espresso. Wszyscy nam coś podarowali, użyczyli samochodu, otworzyli drzwi na strych ze starą, zakurzoną lodówką, pomogli przenieść 128 kartonów. Przybyła m.in. jedna babcia, co mnie uwielbia, błogosławi i przynosi kotleciki i kiełbaski, cobym nie zdechł jak pies przy wegetariańskiej diecie Gabrysi. Drugą babcię, bardziej sztywną i surową trzeba było przekabacić na naszą stronę, co w miarę się udało. Ogólnie dużo śmiechu było. Taka jest moja latynoska rodzina.
A poza tym byliśmy na jednym ślubie i weselu. Na uroczystość w kaplicy spóźniliśmy się 45 minut. Ale nic nie szkodzi, bo cała uroczystość rozpoczęła się z poślizgiem 2 godzinnym. Spóźnił się sam ojciec Eduardo, spóźnili się młodzi, a dla mnie to trochę nie-do-pomyślenia. Goście też się spóźniali aż do końca ceremonii. W sumie niezły sposób na latynoską punktualność – napisać na zaproszeniu 12sta, a zacząć o 14stej. A ksiądz żarty walił grube, tak grube, że po ceremoni poszedłem i się spytałem “Usted es polaco?”, “si…”, “ja też”, “Zbyszek jestem”. No tak polskie poczucie humoru da się poznać nawet, gdy gadka leci po hiszpańsku. Potem my się spóźniliśmy na wesele i ominęła nas paella z owocami morza. Może to i dobrze, bo do morza daleko. A potem trochę się upiliśmy i daliśmy czadu na parkiecie nie raz. Bo ja jak dobre jest paliwo, to na parkiecie potrafię koślawo wyhasać boliwijskie przytupy (które zakładają całkiem niezły poziom spożycia). Taki ze mnie tancerz.
Ogólnie pozytywny weekend był, ze dwa razy się tylko pokłóciliśmy.
Przyszła teraz ich kolej na udział w naszej zabawie-wywiadzie. Tak akurat się pięknie zbiegło to w czasie, gdyż dostałem dziś wiadomość, że jury pod przewodnictwem Martyny Wojciechowskiej z National Geographic Polska przyznała tamtaramom nagrodę Akademii Podróżnika Roku 2011. Gratuluję serdecznie! Poniżej krótki klip z uroczystości wręczenia nagrody:
Więcej informacji wkrótce na stronach polskiej edycji NG.
A teraz zapraszam już na wywiad:
1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.
polska, polska i… polska. bo gdyby jej nie bylo, nie byloby skad wyjechac. a cala reszta krajow…po drodze zdarzaja sie perelki takie jak patagonia. ale to chile czy argentyna? i to i to. albo wyspa penang w malezji, czy chaco w paragwaju, albo buenos… kazdego z miejsc, szkoda by nam bylo nie zobaczyc, ale tez zadne nie krzyknelo do nas – to ja! gdyby tak bylo, to stamtad bysmy teraz pisali. a my wciaz w drodze…
2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.
miec czas. zeby moc zyc w drodze. zeby moc sie zatrzymac i zamyslic nad tym, co sie przezylo. i czasem, tez troche postarac zejsc z utartych sciezek, rzucic wyzwanie zyciu i nie bac sie, bo los zawsze odwdziecza sie za wysilek.
poza tym – robic swoje i po swojemu, niezaleznie od tego, co dokola.
3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawy.
teoretycznie pol roku, bo wtedy zrobilismy pierwsze szczepienia. ale praktycznie – trzy miesiace, bo o tyle wczesniej musielismy zlozyc wymowienia w pracy. w tym czasie robilismy tez porzadki z kredytami mieszkaniowymi, rozwiazywalismy umowy z bankami, telefonami, kablowkami, internetami itd (kooooooszmar) oraz wynajmowalismy nasze mieszkania. ale gdybysmy nie byli tacy starzy i nie mieli tych wszystkich „garbow”, spokojnie wystarczyl by miesiac, bo do wyjazdu nie wiadomo dokad i nie wiadomo na ile, po prostu nie da sie przygotowac.
4. Co Cie wkurwia.
paradoksalnie, rasizm. to ze ciagle musimy placic frycowe za swoja biala skore. ze najpierw jestes dla ludzi bialasem, gringo, farangiem, a dopiero potem czlowiekiem. i to zupelnie niewazne, czy zyskujemy na tym czy tracimy, bo bywa i tak i tak, nie lubimy tego.
do szalu doprowadza nas tez naduzywanie przez ludzi slow „wyprawa”, „ekspedycja”, kiedy w gruncie rzeczy wiekszosc ich pobytu „na wyprawie” ogranicza sie do wykupowania sobie wycieczek w jednym z setek miejscowych biur turystycznych. a potem na blogach i w opowiesciach pojawiaja sie mrozace krew w zylach historie o zdobywaniu szczytow, przemierzaniu amazonki, pokonywaniu pustyni. nazywajmy rzeczy po imieniu. i nie udawajmy, ze bylismy sami w ruinach machu picchu. bo potem ludziom w polsce wydaje sie, ze zeby wyjechac, to trzeba byc nie wiadomo kim i pokonac nie wiadomo jakie trudnosci. a przeciez wcale tak nie jest.
a poza tym wszystkim, codzienne, do znudzenia kombinacje, co rano zjesc na sniadanie.
5. Za czym tesknisz najbardziej.
o bliskich nie bedziemy pisac, bo to oczywiste. a tesknoty, zupelnie niespodziankowo zaczynaja nas zaskakiwac. bo najpierw tesknilismy za sledzikiem i piecdziesiatka, polskim chlebem, serem… ale z czasem przylapujemy sie na tym, ze ogromnie tesknimy za pustka patagonii, wybrzezem urugwaju, chilijskim carmenere, wanna w la paz, boliwijska empanada…
o! wiemy! zeby moc usiasc i pogadac z polakami i zrozumiec sie w pol slowa i nie musiec juz ciagle tlumaczyc sie z „narodowych” skojarzen.
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania?
Polska, bo od tego się zaczęło. A szczególnie polskie góry. Beskidy, Bieszczady, Karkonosze. Przemierzone od schroniska do schroniska, z plecakiem na plecach i ze Stachurą i SDMem na uszach. Manowce, wrzosowiska, lasy. Piwko na szczycie, nieziemskie widoki na świat i zaduma.
Iran, za to niesamowite uczucie, gdy w 2005 roku przekroczyłem sam granicę z Turcją i… musiałem sobie poradzić. Za niespotykaną nigdzie indziej życzliwość ludzi, którzy zapraszają cię na obiad, herbatę, wożą samochodami, płacą za bilety. Za fajkę wodną na dachu w ciepłą noc pod rozgwieżdżonym niebem. Za spanie na dziedzińcu meczetu i uspakajający gest strażnika “tak możesz tu być, nic ci tu nie grozi”, gdy jego obecność wyrwała mnie ze snu.
Indie, które uderzają ciebie ścianą gorąca jak tylko wysiądziesz z samolotu. A potem zaczyna się prawdziwa jazda. Masa ludzi, zwierzęta, śmieci, riksze. Rzeczywistość całkowicie odmienna od wszystkiego co znasz. Pielgrzymi w pomarańczowych szatach jeżdżący pociągami bez biletów. Kobiety w kolorowych sari. Bałagan, chaos, ktoś stawia ci kciukiem czerwoną kropkę na czole. I ty w tym wszystkim.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Nabranie innej perspektywy do świata i siebie. Bo współczesny świat wypacza spojrzenie na to jak świat naprawdę wygląda. Przyzwyczailiśmy się do tego, że kupujemy trampki made in china. Jednak często zapomina się, że te kraje, to nie tylko produkty, to ludzie, ulice, sklepy, życie. I najcudowniejsze jest to poczucie, że zbliżyłeś się do czegoś prawdziwego, że uczestniczysz w czymś i jesteś tego częścią. W przepełnionym autobusie w Indiach dzieciak zasypia ci na kolanach. Albo gnasz wynajętą taksówką przez pustynię w Iranie, a z zacinającej się płyty leci “Nas niedogoniet” Tatu. W takich chwilach łzy cisną mi się do oczu i czuję, że to właśnie dla takich chwil to wszystko.
Ważni są również spotkani po drodze ludzie, którzy często są natchnieniem, lekcją innego spojrzenia na świat, dowodem na to że można wyjść poza utarte ścieżki i robić ciekawe rzeczy.
3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawa?
Przed pierwszymi podróżami przygotowywałem się bardzo. Przed Iranem czytałem blogi podróżnicze z różnych wypraw, przeglądałem przez pół roku przewodnik, kupowałem rozmówki… Ale potem trafiłem na miejsce musiałem zmierzyć się z rzeczywistością, której nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić z opisów i zdjęć. Więc później zmieniłem podejście i przestałem się przygotowywać. Dlatego lecąc do Meksyku przewodnik zacząłem przeglądać w samolocie. Dlatego do Ameryki Południowej przyleciałem z biletem w jedną stronę i myślałem, że może pobędę tam 3 miesiące, a tymczasem jestem już 20 miesięcy. Ale to kwestia indywidualna. Ja wyrobiłem w sobie takie podejście, że nie planuję, że idę na spontan. Nie potrafię kupić biletu “dookoła świat” i zaplanować, że 3 miesiące spędzę w Am Pd, 2 w Australii i Nowej Zelandii, a 3 w Azji. Skąd mam wiedzieć czy mi się gdzieś spodoba, czy nie. A takie planowanie bardzo by mnie zniewalało. Bo uzależniasz się od dat, gnasz, bo przecież tyle jeszcze “trzeba” zobaczyć.
4. Co Cię wkurwia?
Wkurwiają mnie ludzie na podróżniczych forach internetowych, ludzie którzy ślą komentarze, dają magiczne recepty jak najlepiej przeżyć życie. Zawistni ludzie, którzy wietrzą we wszystkim spisek, siedząc na dupie narzekają na to jaka to wielka niesprawiedliwość im się dzieje, że oni nie mogą tak podróżować, bo mają samochód i kredyt na mieszkanie, a by chcieli, a taki Iksiński to może, bo pewnie ma bogatą rodzinę albo cośtam. A tymczasem mam prawie trzydzieści lat, a wciąż posiada w życiu tylko aparat, laptopa i trochę ciuchów. Nigdy nie wziąłem żadnego kredytu, nigdy nie posiadałem mieszkania ani samochodu. Ostatnio kupiłem pierwszą w życiu pralkę. Jestem posiadaczem pralki w Boliwii. :)
5. Za czym tęsknisz najbardziej?
Za koncertami na których tłum śpiewa te wszystkie piosenki na których się wychowaliśmy. I wszyscy wiedzą o co chodzi i wszyscy czują te same emocje. Za wielkimi księgarniami pełnymi czasopism, książek, albumów. Za rodziną. Za dziećmi znajomych, których nie miałem okazji zobaczyć.
6. Jak sobie pookładałeś sprawy z praca, kariera, z luka w CV?
Jest to łatwiejsze niż się wydaje. Uwierz mi, że można nie płacić ZUSu, podatków, składek na fundusze emerytalne i żyć. Pracę rzuciłem, proponowali 6 miesięcy urlopu bezpłatnego, ale ja nie chciałem mieć takiej siekiery wiszącej nade mną. Luka w CV… ja wpisałem sobie podróż do CV! “Full-time traveller at Sabbatical, July 2008 – October 2009 (1 year 4 months), In search for new horizons. Focusing on self-development, travels (Asia, South America and Europe), photography, gaining cultural experience, learning Spanish.” Może miałem dużo szcześcia, ale pracę w Boliwii znalazłem bez problemu. Praca to tylko środek, a nie cel, więc na robienie “kariery” za wszelką cenę się krzywię. Znam takich co zmarnowali na to najlepsze lata swojego życia… i tak naprawdę gówno osiągnęli.
7. Jak przełamać strach i obawy przed samotną wyprawą?
Po mału, po swojemu. Ja należę do takich osób, które boją się wejść do nowej restauracji w Warszawie. Trzeba nauczyć się przełamywać. Pamiętam jak pojechałem w Tatry, a wylądowałem autostopem w Paryżu, prawie bez pieniędzy przejechałem całą Europę śpiąc przy stacjach benzynowych. I było zajebiście. Zrób pierwszy krok, a dalej nogi poniosą cię same.
8. Od czego zacząć?
Nie potrafię wskazać jednej rzeczy, od której “trzeba” zacząć. Szukać trzeba. I robić po swojemu to co wydaje się być słuszne. Szukać tego co TOBIE sprawia szczęście. Nie podążać cudzymi śladami. Żyć swoje życie po swojemu. Nie ma uniwersalnej recepty. Cała frajda polega na odkrywaniu, nie tylko świata, ale przede wszystkim siebie. Ja na przykład ostatnio odkrywam, że lubię dobrze zjeść, a nawet frajdę mi sprawia gotowanie. Życie jest podróżą, choć wcale nie trzeba się przemieszczać. Ale trzeba zacząć szukać, próbować, wąchać, słuchać…
9. Kiedy wracasz?
Do Polski – nie wiem. Na razie zatrzymałem się w Boliwii. Tu mieszkam, pracuję, mam dziewczynę, pralkę. Myślę, że zostanę tu jeszcze co najmniej rok, dwa. Wciąż nie było mnie w Oceanii, może kiedyś będzie po drodze. Afryki wcale nie widziałem. Jak będzie okazja, to tam pojadę. Wciąż nie widziałem nawet całej Boliwii, kraju jedynego w swoim rodzaju, gdzie legalne są liście koki, gdzie jest pustynia solna, Jezioro Titikaka, dżungle, Yungas, Amazonia, zaśnieżone szczyty Andów. I wszechobecna różnorodność kulturowa, klimatyczna. Dlatego ten kraj tak bardzo mnie zafascynował, dlatego wypowiedziałem magiczną mantrę, że mógłbym tu zostać… i zostałem na jakiś czas.
10. Najbardziej nieprawdopodobna historia z twojej podroży?
W 2004 roku wyjechałem na praktykę studencką na kilka miesięcy do Turcji. Pod koniec pobytu z kumplem Brazylijczykiem wybraliśmy się na podróż do wschodniej części tego kraju, do Kurdystanu. No i pod koniec dwóch tygodni wylądowaliśmy nad rzeką Tygrys 50 km od granicy z Irakiem. Czuliśmy się niesamowicie. Piliśmy nocą herbatkę z kurdyjskimi znajomymi. “Do you want to go to Iraq?” padło pytanie. “What?!?!” To normalne, często tam jeździmy. I następnego poranka jechaliśmy ze znajomymi znajomych na “sightseeing” do Iraku. I byliśmy tam przez pół dnia, widzieliśmy wojska amerykańskie, samochody opancerzone. Ciśnienie mieliśmy na maksa, ale tak naprawdę, to zagrożenie było niewielkie. Byliśmy z Kurdami w kurdyjskiej najspokojniejszej części Iraku. A tak naprawdę, to byliśmy przykrywką dla niewielkiej operacji przemytniczej benzyny, papierosów i Allah wie czego jeszcze…
11. Najbardziej magiczne miejsce, w którym byłeś i dlaczego?
Pałac Ishak Paşa we wschodniej Turcji przy granicy z Armenią i Iranem. Z widokiem na górę Ararat na której podobno Noe wylądował swoją arką po potopie. Będąc na praktyce w Turcji widziałem to miejsce najpierw na banknocie, później w przez sekundę w spocie reklamującym Turcję. I od początku było to wielkie WOW. A potem z Rafaelem ustaliliśmy, że tam właśnie pojedziemy. Zdobyte pozornie niedostępne marzenie. Pojechałem tam jeszcze raz w 2005 roku. Stamtąd wjechałem do Iranu. Symbolicznie przełamałem się i poszedłem troszkę dalej.
12. O czym marzysz?
Kroję marzenia na miarę możliwości. Teraz marzę, żeby jak mi się na początku listopada skończy kontrakt to zrobić sobie 2 miesiące wolnego. Marzy mi się również, żeby znaleźć sposób, żeby nie pracować zbyt ciężko, robić coś co w miarę lubię i mieć z tego wystarczającą ilość pieniędzy, żeby żyć tak jak chce. Ostatnio marzy mi się motor i wyprawy z namiotem po zakurzonych drogach.
chciałbym znowu skupić się na nieostrościach, niedopowiedzeniach, przechadzać się wśród nieistotnych kawałków rzeczywistości, wzorów, napisów, cywilizacyjnych śmietników, puzzli codziennego życia, tandetnych neonów, królestw kiczu, kropli na szybie, absurdalnych odbić w witrynach
Tym razem wywiad z Tomkiem Zakrzewskim. Ponieważ nasze drogi się jeszcze nie skrzyżowały, więc tym razem bez złośliwości, paskudnych żarcików itp.
1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.
Chyba nie ma takich krajow. Podrozuje glownie dlatego, zeby poznawac swiat i przezywac przygody. Poszczegolne kraje tylko utrudniaja podrozowanie. Mam oczywiscie na mysli procedury wizowe, zapelnianie paszportu pieczatkami i tego typu utrudnienia. Choc z drugiej strony podzial na kraje zwykle jest zwiazany z odrebnoscia kulturowa, ktora jest bardzo fascynujaca. Interesuja mnie glownie miejsca, w ktorych nie bylem. Te w ktorych bylem interesuja mnie znacznie mniej. Bez wzgledu na to, gdzie dany kraj lezy, czy jak sie nazwywa, jezeli w nim jeszcze nie bylem, na pewno zawsze bede chcial do niego pojechac.
2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.
Najwazniejsza w podrozowaniu jest sama przygoda. Nudzi mnie zycie, w ktorym siedze na tylku. Nudzi mnie monotonía dnia codziennego, codzienne lazenie do pracy, spotykanie tych samych ludzi i rozwiazywanie tych samych problemow. Przeraza mnie przeciekajacy czas przez palce.
W podrozy nigdy nie wiem co sie wydarzy jutro, czesto nie wiem nawet gdzie bede spal, gdzie sie zatrzymam, kogo spotkam. Ta wielka niewiadoma rodzi wlasnie ta przygode, ktora od dziecka mnie pociagala. Wczesniej pochlanialem ksiazki przygodowe i uruchamialem swoja wyobraznie. A odkad stalem sie na tyle dorosly, zeby wyjezdzac samemu, postanowilem wziac sprawy w swoje rece. Odstawilem ksiazki na polke i zaczalem sam ksztaltowac swoje zycie. Zapragnolem byc sam dla siebie bohaterem, byc samemu w centrum przygody i miec wplyw na kreowanie wlasnego losu.
3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa.
Nie poswiecam na to zbyt wiele czasu, bo z reguly mam go bardzo malo. Zwykle czytam relacje z danego regionu innych ludzi. Obecnie internet jest nieocenionym zrodlem informacji, wiec z niego korzytam w dosc szerokim zakresie. Poza tym, czasem siegam po ksiazke, ktora ktos mi poleci i tak czesto nabieram inspiracji do kolejnej podrozy. Jezeli chodzi o gory, to czytam troche prasy fachowej i stamtad czerpie informacje. Uwielbiam rozmowy z ludzmi, ktorzy wybrali sie w ciekawe rejony. Jezeli dane miejsce mnie interesuje to wypytuje o wszelkie szczegoly – ten rodzaj informacji jest dla mnie osobiscie najcenniejszy. Poza tym, robie to, co wszyscy. Kupuje co mi trzeba, szczepie sie na to, co trzeba i cwicze kondycje, zeby w trakcie eskapady jej nie zabraklo.
4. Co Cie wkurwia.
Tutaj chcialbym napisac, ze nic, bo caly czas staram sie pracowac nad soba i starac sie niczym nie denerwowac. Tego nauczyl mnie w zeszlym roku pewien Peruwianczyk, ktory przezyl bardzo duzo w swoim zyciu, jest teraz przewodnikiem po dzungli i wszelkie przeciwnosci losu przyjmuje na kompletnym chilloucie. Szkoda energii na denerwowanie sie, bo to i tak, nic nigdy nie zmieni. Taka filozofia, bardzo do mnie przemawia.
Jednak jest to duzo latwiej powiedziec niz zrealizowac. Mnie najbardziej wkurwiaja, hamstwo i glupota. Te dwie rzeczy przejawiaja sie w podrozy bardzo roznie. Czasem denerwuje sie, jak przez godzine musze czekac w knajpie na zrealizowanie zamowienia. Czasem, jak place za cos, a dostaje w zamian zupelnie co innego, niz wczesniej mi oferowano. Nienawidze zlodziei i wszelkiej masci naciagaczy. Spotykam ich czesto na swej drodze i potrafie byc dla nich bardzo niemily. Poza tym, im jestem starszy, tym gorzej znosze przejazdy. Denerwuje mnie czekanie przez kilka godzin w autobusie na blokadzie, albo jak jakis miejscowy glab nie przewidzial, ze w trakcie podrozy zabraknie mu paliwa. Oczywiscie nie dostaje wtedy spazmow i nie piszcze ze zdenerowania ale potrafia mi takie sytuacje chwilowo zepsuc nastroj.
5. Za czym tesknisz najbardziej.
Tych rzeczy jest bardzo duzo. Tesknie za domem, dziewczyna, rodzina, czy przyjaciolmi. Jednak brakuje mi tez takich zwyklych rzeczy, jak chociazby wlasnego lozka, maminego obiadku, czy wyjscia na basen. Bardzo brakuje mi sportu w podrozy, szczegolnie biegania. Troche brakuje mi tez sauny, bo jestem juz od niej prawie uzalezniony. Poza tym brakuje mi polskiego klimatu, czasem polsiego lata, z zapachem skoszonego siana, a czasem polskiej zimy z chrupiacym sniegiem pod stopami. Za to, w ogole nie brakuje mi polskich newsow, polskiej prasy, radia, czy telewizji. Raczej nie tesknie za polskim jedzeniem, nie brakuje mi imprez, czy wyjsc z kolegami na piwo.
Wujek Filip z Kolumbii wymyślił projekt, trochę pomęczył kilku znajomych i oto macie owce pracy. Rozpoczynamy projekt “wywiad w drodze”. Zadaliśmy sobie pytania z listy i teraz będziemy się tu ububliczniać i linkować.
Na początek wywiad z Kubą, 23-letnikiem kozakiem, który przemierza Amerykę Południową z plecakiem i głównie autostopem. Kuba w La Paz spędził miesiąc, w trakcie którego mieliśmy okazję ugotować pierogi, wypilić kilka piwek, poprowadzić dwie czy trzy audycje na paltalku, pożeglowalić po jeziorze Titikaka, a nawet po nieprzespanej nocy razem obejrzeć wschód słońca. I dużo więcej.
Żeby nie przedłużać, to zdradzę tylko, że wkrótce pojawią się kolejne wywiady. Życzę miłej lektury i już zostawiam was sam na sam z Kubą.
1. Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania?
To trochę dziwne pytanie.. Prawdę mówiąc nie byłem jeszcze ‘wszędzie’ (‘…ale jest to na mojej liście’ :]’) jednak wydaje mi się, że w całym tym ‘podróżowaniu’ chodzi o to, żeby odwiedzać miejsca, w których się właśnie jeszcze nie było. Oczywiście każdy z nas ma jakieś swoje ulubione miasta, pasma górskie, plaże, wioski – miejsca, które dobrze mu się kojarzą, do których chciałby wrócić, ale przynajmniej w moim przypadku, nie ma takiego kraju, bez którego nie wyobrażam sobie podróżowania… Że ‘gdzieś’ mogłoby nie istnieć. Pytanie zostało jednak postawione, więc odpowiem na nie w ten oto sposób – pierwszym krajem byłaby chyba Rumunia. Tam, kilka lat temu, pojechałem na jeden z takich pierwszych, dłuższych wypadów, który można by było określić mianem ‘backpackerskiego’. Z przyjacielem, we dwójkę jeździliśmy autostopem praktycznie po całym państwie, chodziliśmy po górach i spaliśmy na plażach. Plany modyfikowaliśmy w zależności od sytuacji, czasem kogoś spotykaliśmy kto do czegoś nas przekonywał, a czasem po prostu rzucaliśmy monetą by podjąć jakąś decyzję. Niby z określoną datą powrotu ale szukając przysłowiowego diabła tam, gdzie istniała szansa, że mógłby powiedzieć nam ‘dobranoc’.. Drugim krajem, byłoby Peru. Żałowałbym chyba, gdybym nigdy nie odwiedził tego miejsca. To było spełnienie moich wyobrażeń o podróżowaniu w Ameryce Południowej – trudno dostępne górskie wioski, jazda na pakach pickupów po zakurzonych, górskich drogach, długa Panamericana w pustynnych klimatach, którą ‘przesiedziałem’ w szoferkach ciężarówek, a do tego niesamowity folklor i kolory, których się nie zapomina. Było wszystko, o czym marzyłem, czego pragnąłem doświadczyć na tym kontynencie. I mimo, że jest to teoretycznie bardzo turystyczny kraj, to ja odnalazłem tam naprawdę dużo autentyczności. Ostatni, trzeci kraj to Polska. Gdyby nie to, że mam silne cechy ‘polskiego’ charakteru, że umiem ‘kombinować’ jak Polak, że się tam wychowałem, że miałem okazję nauczyć się tego, co umiem, spróbować się w różnych warunkach, jeździć od morza, przez jeziora, puszcze, bagna aż po góry.. Gdyby nie to, to prawdopodobnie moja podróż nie wyglądałaby tak, jak wygląda.
2. Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?
Najważniejszy, oprócz własnej przyjemności, dla mnie jest kontakt z ‘lokalsami’ i choć śladowa wiedza o historii i tradycji miejsca, po którym podróżuje. Bez tego kontekstu, uważam, że doznania nie są pełne. Wiele rzeczy można przeoczyć, nie zrozumieć pewnych zachowań, popełnić jakiś błąd, który może wiele kosztować. Zauważyłem, że wielu podróżników nie przywiązuje do tego uwagi. Obchodzą ich tylko atrakcje turystyczne – zobaczyć coś, zrobić zdjęcie, móc powiedzieć, że „się było”. Dla mnie najciekawszymi atrakcjami są miejsca z dala od innych turystów, gdzie ludzie są nieprzyzwyczajeni jeszcze do ich częstego widoku. Najczęściej wtedy można doświadczyć ich gościnności, porozmawiać z nimi szczerze, zaprzyjaźnić się i dowiedzieć się o rzeczach, których nie wyczyta się w żadnym przewodniku. W obecnej podróży zacząłem sobie też cenić to, że mam czas. Że nie pędzę gdzieś na złamanie karku tylko po to, bo za dwa dni mam zorganizowaną wycieczkę w innym miejscu, a za 5 dni muszę wsiąść w samolot. Mogę zostać gdzieś dłużej, nawiązać bliższe znajomości z innymi podróżnikami czy miejscowymi i nie mam uczucia, że marnuje czas stojąc czwartą godzinę przy drodze z wyciągniętym kciukiem. Jestem wolny, może nie od wszystkiego i w zupełności, ale mając czas, rzeczywiście wiele rzeczy schodzi na drugi plan. Podoba mi się ta „wolność”.
3. Jak długo się przygotowywałeś przed wyprawą?
Nie lubię słowa „wyprawa” w odniesieniu do mojej podróży. uważam, że nie jest ona „wyprawą” i nigdy jej tak nie nazywam. Ale przygotowania oczywiście były. Pomysł o wyjeździe narodził się na trzy lata przed wyruszeniem, choć już jakieś myśli o „podróżowaniu” oczywiście krążyły mi po głowie od 15 roku życia. Pomysły z czasem się zmieniały, ale wiedziałem, że chce wyruszyć w trakcie studiów. Sporo czytałem, ale nie były to konkretne przygotowania do wyjazdu. Ten etap można by było chyba nazwać mentalnymi przygotowaniami. Właściwe preparacje zaczęły się tak naprawdę po podjęciu ostatecznej decyzji, że jadę, a miało to miejsce mniej więcej na pół roku przed opuszczeniem domu. Miałem wsparcie kolegi, z którym wyruszyłem z Polski stopem na zachód. Podzieliliśmy się w niektórych zadaniach, dzięki czemu każdy z nas miał trochę mniej na głowie. A ja w tym czasie na głowie miałem wiele innych spraw, spośród których najwięcej czasu pochłaniało mi pisanie pracy licencjackiej i zaliczenie egzaminów przewodnickich. Generalnie jednak można powiedzieć, że funkcjonowałem normalnie. Najgorętszy okres to dwa ostatnie miesiące przed podróżą. Wtedy wszystko nabrało tempa. Większość rzeczy tak naprawdę miałem już od dawna w posiadaniu, ale sporo gadżetów trzeba było dokupić – kłódeczki na plecak, nowy kompas, wodoodporne ziplacki, skarpety trekingowe, rękawiczki. Z większych zakupów to nowe buty, obiektyw do lustrzanki… Na trzy miesiące przed wyjazdem zacząłem się szczepić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem gdzie mnie rzuci, może to będzie tak jak zakładałem na starcie Ameryka Łacińska, a może już Azja lub środek oceanu. Chciałem być możliwie najlepiej przygotowanym. Nie mając konkretnych planów niestety trzeba być bardzo elastycznym, jeśli chodzi o dobór sprzętu. Nie można wziąć za dużo ciepłych rzeczy, jeśli się przypuszcza, że większość czasu spędzi się w upałach. Z drugiej strony na morzu czy w górach bez ciepłych ubrań się nie obędzie. Plecak pakowałem kilka razy sprawdzając co się najlepiej składa, dobierając to i odrzucając tamto, próbując wybrać uniwersalny zestaw. W końcu udało się zmieścić w 18kg. Na trzy tygodnie przed „dniem 0” pozakładałem konta w bankach, zamówiłem karty płatnicze i czeki podróżne. Później to już tylko zalaminować kopie dokumentów, odebrać wizę do USA i…ruszyć. Krótko można powiedzieć, że przygotowałem się tak naprawdę trzy miesiące.
4. Co Cię wkurwia?
Prawdę powiedziawszy, to nic. Moja podróż z założenia miała być wędrówką w głąb siebie, chciałem poznać swoje słabości, uporać się z nimi. Odmienić swoje postrzeganie świata, poszerzyć horyzonty, spojrzeć na wszystko z innego punktu widzenia. Zgłębić nowe nurty filozoficzne i odpowiedzieć sobie na pytania – co chce robić w życiu, jak osiągać wyznaczone cele, czym się kierować w życiu. Dlatego nazwałem moją podróż ‘grandtour’, nawiązując do średniowiecznej, europejskiej tradycji podróżniczej. Po drodze poznałem kilku ludzi, którzy poprzez rozmowy ze mną otworzyli mi zupełnie nieznane wcześniej drzwi. Zainspirowali mnie, podsunęli kilka książek. W toku dalszego podróżowania, sprawdzania i testowania kolejnych poznawanych przeze mnie uniwersalnych praw, przyswajałem sobie pewną wiedzę. Dziś stosuje wiele z tych prawd na co dzień, w każdym momencie, w każdej sytuacji. Nie jestem ani oświeconym mędrcem, ani fanatykiem, ale czuje się odmieniony w jakiś sposób. Dobrze mi ze sobą, z tym, jaki się stałem podczas tej podróży. Jedną z rzeczy, którą osiągnąłem, jest umiejętność oczyszczania umysłu z negatywnych energii i myśli, jakie się w nim pojawiają. Większość w ogóle mnie nie ‘trafia’. Czuje jakąś harmonię w środku, spokój. Negatywne emocje po prostu nie służą niczemu i staram się ich unikać. Dlatego nie wkurwiam się, gdy stoję kilka godzin przy autostradzie, otrząsnąłem się szybko po rabunku w Boliwii i nie koncentruje się na tym, że w autobusie miejskim obok mnie stoi zgryźliwa babcia i depcze mi po nogach…
Jeżeli coś mnie irytuje to może jedynie to, że z turystyki zrobiono dziś nieprawdopodobny biznes. Podróżowanie jest łatwe, są hotele dla backpackerów, agencje turystyczne oferujące setki wycieczek w różne miejsca, a na ulicy w wielu miastach jest się chodzącym banknotem tylko dlatego, że ma się białą skórę i plecak na grzbiecie. Wszystko jest takie proste – masaż, ‘wyprawa’ do dżungli, lot awionetką? Nie ma sprawy, tylko zapłać. Najlepiej kartą mastercard. Z jakimś dziwnym szacunkiem i może trochę z tęsknotą słucham opowieści o starych podróżnikach, którzy jeszcze 30 lat temu odwiedzali te same miejsca, ale w zupełnie innym stylu. Nie ukrywam, że próbuje szukać swojego własnego stylu podróżowania, który byłby podobny do tego sprzed lat, ale wszystkiego nie da się mieć. Zawsze jest coś za coś. Jest Internet, który ułatwia życie, bankomaty, przewodniki. I zawsze już się jest gringo – potencjalnym klientem, potencjalną ofiarą napaści czy kradzieży. Nic nie jest czarne albo białe, ale zdarza mi się, że z irytacją patrzę na ulicznych naganiaczy oferujących mi coś po ‘specjalnej’ cenie, wołających za mną „Amigo”.. Pytanie tylko, czy bardziej ten fakt, że jestem „gringo”, irytuje mnie czy też ich?
5. Za czym tesknisz najbardziej?
Za ludźmi, których zostawiłem w kraju. Za rodziną, przyjaciółmi. Za wspólnymi wypadami w góry, na żagle, polskim browarem (ew. wódką) w dobrym towarzystwie. Za rozmowami z osobami, którym mogę powiedzieć znacznie więcej, niż jestem w stanie wyrazić w jakimkolwiek języku. Bo tu nie rozchodzi się o wiek, język czy kolor skóry. Tu chodzi o wychowanie, wspólnie przeżyte chwile, które są jakąś dodatkową płaszczyzną porozumienia. To jest to, że kiedy rzucam tekst z Chłopaki nie płaczą, Misia albo z jakiegoś innego kultowego filmu, to wiem, że zostanę tak samo zrozumiany. Tęsknie też za moimi treningami siatkarskimi, wspinaniem, skitourami. Ale nie pęka mi z żalu serce. Bo wiem, że liczy się ‘tu i teraz’ i że ‘jeszcze będzie czas’ na wszystko.
W przeprowadzce pomagali nam czynnie Bartek i Marta (i jej złamana noga), brat z kolegą i babcia z koleżanką. Przeniesienie moich rzeczy to 3 kursy na piechotę do mieszkanka. Przewiezienie rzeczy Gabichy, naszych przepraszam, to 4 kursy pick-upem z którego się wysypywało. Babcia z koleżanką poświęciła mieszkanko, choć mamy spore wątpliwości, czy w czasie ceremoni nas nie ochajtała.
I tak wyprowadziłem się z 17stego piętra z widokiem za milion dolarów, na drugie piętro bez widoku. Za to z widokami na przyszłość.
to co najlepsze wciąż skrywam dla siebie
czy kiedyś to pokażę… szczerze? nie wiem
chociaż mija już sława, miłe słowa, toasty,
to chcę żeby przekaz był naprawdę jasny
ty mówisz że jestem “gówniarzem bez celu”
ty nie masz pojęcia, że jest nas tu wielu
ty mi mówisz, że często pozuję do zdjęcia
ja tłumaczę, że nie masz o mnie pojęcia
ty mi mówisz, że mam już prawie trzydziestkę
ja ci mówię, że ja w te ramy się nie mieszczę
ty mi mówisz, że ciągle żyję jak przybłęda
a ty pewnie już leczysz kamienie na nerkach
ty mi mówisz, że niezły jest ze mnie zawodnik
a ja tylko słucham, bo to nie ty postawisz mi pomnik
tyle czasu, u mnie się nie pozmieniało
kilka nowych blizn zdobi moje ciało
jesteś kozak? pokaż lepszą drogę
ciągle swojej szukam, przez to spać nie mogę
jesteś twardy, spróbuj się zamienić
daję głowę, że nie przeżyjesz tutaj do jesieni
ty mi mówisz o cośtam swoich problemach
a ja z dala czuję, że to brzydka ściema
na wakacje latasz sobie samolotem
a ja zgięty w taksi przesiąkam cudzym potem
bo dla ciebie to tylko historie i zdjęcia
a ja tutaj szukam swego jebanego szcześcia
jarzysz młody? to nie jest rosyjska loteria
ani browar zrobiony pod kołdrą na feriach
to są moje własne do życia podchody
z ciągłym nastawieniem na nowe przygody
i nie liczy się to co mam lecz to co pamiętam
w pełni zakręcony na życia zakrętach
nie daj się omamić tym co śpią na kasie
nie daj się omamić, uwierz młody, da się!
“Teraz jest mój karnawał. W środku boliwijskiej zimy. Stan beztroskiej zabawy. Współdzielenie chwil i uśmiechów. Jakby na chwilę nic innego nie istniało. I było tylko tu, i było tylko dziś.” – zapisałem 28 czerwca zeszłego roku.
A teraz. Jadam w lepszych restauracjach. Pracuję ciężko. Męczy mnie mieszkanie w naszej Auberge espagnole. Chcę mieć swoją lodówkę, tylko swoje rzeczy w kuchni. Męczą mnie cudze fusy z kawy w zlewie. Nie imprezuję za dużo. Budzik na 7:40.
Przejechaliśmy piaskowymi, shitowymi drogami z Trinidadu przez wioski do Rurrenabaque, a potem przez Caranavi i Coroico do La Paz. 600 km po drogach gdzie średnia prędkość przemieszczania wynosi 30 km na godzinę. We współdzielonych taksówkach, gdzie przesiąkasz cudzym potem. Widzieliśmy, powdychaliśmy gorące powietrze, spaliliśmy ciała słońcem, ale to już inny odbiór. Męczą shitowe hotele. Z ulgą w turystycznych miejscówach bierzemy lepszy pokój. Bo to nie podróż, wyprawa, walka, lecz tydzień wakacji, odpoczynek od pracy. I cieszy zimne piwko i dobre żarcie w restauracji.
Ale jeszcze będą zmiany. Porwie mnie nagła fala. Albo rozsądnie, po trochu wydłubię sobie coś lepszego. Bo ja chyba uzależniony jestem od zmian. Rutyny nienawidzę. Byle do przodu. Robić coś pożytecznego. Wciąż odkrywać, poznawać – taki jest cel. Tylko czasu tak bardzo mało. “Zrównoważyć życie zawodowe z osobistym i osiągać wysokie zarobki”, hmmm…, jak od tego uciec, jaki jest właściwy balans? Nawet w Boliwii ta ścieżka okazała się najprostszą, żeby tu zostać. Bez walki, hop siup i jesteśmy w prawie-korporacji. Dużo szczęścia, czy zwykła pułapka? Chwilowy brak energii, żeby się szarpać i płynąć pod prąd. Bo samo utrzymanie się w Boliwii i życie w tej rzeczywistości wcale nie jest wystarczającym wyzwaniem, ot to tylko miejsce.
Frajdę sprawia gotowanie. A Ty pokazujesz mi nowe kulinarne światy. Tylko przeszkadza zmęczenie i podkurwienie pracą. Powoli poprzesuwać suwaczki. Szukamy balansu.
I dalej nie mam pojęcia jak to wszystko się skończy. Widzę perspektywę może na rok do przodu, a potem to zupełnie nie wiem. Australia, Afryka, Indonezja – tam jeszcze mnie nie było. Czy mi się jeszcze chce, czy tam dotrę? Czy tutaj kotwica?