Archive for the mobile category

Nauka spadania

Sunday, March 7th, 2021

Droga była długa i kręta. Nie pamiętam kto był w aucie. Chcę powiedzieć, że Tom. Radek chyba nie. Te tripy mi się zmywają w jedną całość. Te najdziksze. Radek zabrał mnie w pierwszego. Dwa dni na północ, dwa dni na wchód. Z La Paz do Brazylii. Tymi drogami najdzikszymi. Mówią, że Droga Śmierci jest pomiędzy La Paz a Coroico. A to nie prawda, ta to jest droga widokowa. Prawdziwa Droga Śmierci jest pomiędzy Coroico a Caranavi. I dalej do Rurrenabaque. Tam to śmigają trufi bijąc rekordy trasy (kierowca+kopilot, drugi kopilot i jeszcze trzech kopilotów z tyłu na kanapie). Tak to nad przepaścią okręcają tyłki autobusy przepełnione turystami. Tam zmienia się stronę po której kierujesz na odcinkach trasy. Czasami ruch jest prawo- a czasami lewostronny. Wiele razy jako pasażer, nie wiem czy kiedykolwiek jako kierowca. Widoki są fajne, wolałem patrzeć i robić zdjęcia. Ewentualnie wysiadać i pomagać kierowcy cofać, pilnując, żeby opona zawsze była na drodze a nie w przepaści.

Nie pamiętam jaki to był trip. Ale było nas czterech albo czworo w aucie. Cris tam była? I Gabicha? Ja prowadziłem. To był chyba trip do Quime. Ale okrężną drogą. Puszcza, pagórki, piachowa droga. Zakręt po zakręcie, po zakręcie. I tak z 12 godzin. Na wszelki wypadek jechał z nami co najmniej jeden 20 litrowy karnister benzyny (z tych takich metalowych). Na jednym zakręcie było blisko. Tysięczny zakręt. I to poczucie, że WIESZ, że opona była bardzo blisko krawędzi, a wszystko przy prędkości (pewnie z 50-60). Byłem jedynym, który miał licencje pilota. Ja byłem odpowiedzialny za udany lot pasażerów. 

Było blisko. To dziwne wrażenie. Bo znasz ryzyko, ale się z nim oswajasz. To część gry ze śmiercią w chowanego. “Ups, było blisko”. Zwolniłem, ale trochę. Akurat był super widok. Droga przyklejona do wzgórza, szeroki kawałek, można się zatrzymać. Oczywiście zdjęcie samochodu (show off). Potem przekazuję komuś aparat, bo chcę full show off i mieć zdjęcie mnie na aucie. Któreś z nas odchodzi 15 metrów, żeby było widać trochę przepaści. Ja, przeparkowuję auto 45 cm od przepaści. Łapię się bagażnika dachowego i wspinam na belkę przy drzwiach od strony kierowcy. Puszczam jedną rękę, a drugą macham do fotografującego. Wisząc nad przepaścią z auta, jak małpa. I szczerzę ryja. Cyk, cyk. Zeskakuję z belki. I zdaję sobie sprawę, że stoję na samej krawędzi a pode mną dziesiątki metrów stromej ściany przepaści. A w Boliwii helikoptery nie przylatują. “O kurwa”.

Przez ostatnie 3 godziny jazdy starałem się jak mogłem, żeby dojechać.

Ściganie się ze śmiercią. 40 lat życia. Ciało zaczyna nawalać. Kiedyś bolały mięśnie, a teraz stawy. Wciąż lubię przejechać się serpentyną, ale teraz raczej po asfalcie. W Bieszczadach widziałem kolumnę dżipów na szlaku. Śmieszne to to było.

Zacząłem nową pracę. To praca, jaką myślałem, że będę miał po studiach. Tylko, że ona wtedy jeszcze nie istniała. Świat nie był na mnie gotowy. A teraz jest. Więc zaczynam, a pracuję z młodziakami, którzy robią to co ja (ile oni mieli lat jak był Windows 95 i jądro linuksa 2.2?). Ale też ze starszakami. I jest git.

Muszę znaleźć to zdjęcie. Z dnia, w którym prawie się zabiłem.

A tymczasem takie:

 

dorosłość to downgrade

Thursday, March 28th, 2019

Powoli zaczynam tęsknić za tymi czasami. Wynajęte mieszkania, całe życie na ciężarówkę. (No chyba, że zmieniamy kontynent, to wtedy dwie walizki.)

Weekendy z easyJetem, wynajęte gniazdko. Na śniadanie rogalik z kawą, na wieczór kolacja z winem. Fąfąfą.

Za piwem w barach po pracy. Za kawą w kawiarni po lunchu.

Za byciem eksperymentem w korpo. Guess what, korpo mam już rozpykane. W eksperymencie korpo jestem ekspertem. Od innowacji. Mike drop.

Jedziemy po bandzie, rozpierdalamy system od środka. A korpo to przyjemnie łaskocze. A potem się zarząd znudzi i wyrzuci nas na garden leave.

Wgryzam się w system. Berlin ma tak wiele płaszczyzn. A ja rozgryzam ten technologiczny. Gra mega ciekawa, bo dużo korpo-startów, i kilka własnych skoków na kasę. Dzieje się, jest kocioł.

Tęsknie za czasami, gdy czasami pociągiem na weekend do Ciebie. Piżamki i seriale. I herbatę na spanie.

W domu Pokój.

https://www.youtube.com/watch?v=7qa10–IPdI

Untitled #37

Wednesday, April 18th, 2018

Zobacz to w naszych zmęczonych oczach. Twarzach zaznaczonych przez europejski wyzysk. 30 dni wakacji na rok. Z widokiem. Bo życie w Europie jest ciężkie, dlatego na wakacjach… Do you want to dance?… And I said yes…!

Starzejemy się. Chcemy być bogatymi Niemcami co jeżdżą na wycieczki na emeryturze. Ja to właściwie zacząłem być takim emerytem w 2008. Skończyły się hardcory, zaczęły się wycieczki. Piwo i empanady. Zamiast walki o życie w dżungli autostopem.

Zrozumieć kim jesteś. Największa zagadka życia. Ale czy nie jest tak zawsze? Zaprzyjaźniona Rosjanka z Talina (tak), powiedziała mi ostatnio: “nieważne czy to mężczyzna, czy kobieta. to zawsze jest nieprzeniknione. TA DRUGA ISTOTA.”

Jestem kobietą twardą. Wam to przychodzi łatwo. Ja będę taka jak wy.

Jesteśmy stąd. Przesiąknięty Boliwią. 5 lat na emigracji. Część mnie zawsze będzie tęsknić za tym co tu. Czasem zacisnę zęby. Bo to słodko-gorzkie wspomnienie. Tęsknota za karierą. Za korporacją. Od tego nie da się uciec. Pokaż mi Twoje KejPiAje, durniu! Jak uwięziony łabędź.

Po weekendzie w butik hotelu stwierdzam jedno. Jestem zajebisty w paleniu w piecu. Lata doświadczenia w paleniu liści na święto zmarłych nie poszły na marne. Wpiszę w CV. Zajebiście palę w piecu. Zwłaszcza w pięciu. W hucie.

30 dni wakacji. Do końca reszty mojego naszego życia. Będzie spoko. I’łł change my name.

Mógłbym to ciągnąć dalej, ale potem są tylko sny. Ogień płonie. Choć drewna mało.

A mojemu bratu Kajetanowi miłej podróży przez Australię. I jeszcze porada: bo najgorzej to jest przedwcześnie wrócić. https://www.facebook.com/kochanscy/

pamiętam skąd przyszedłem życie za którym biegnę oddala mnie od startu wydając się zbyt odległe

Tuesday, June 13th, 2017

Czy wciąż mogę pozwolić sobie, żeby być wariatem? What’s the score? Czy wciąż mogę być tym niedostosowanym do warunków kolesiem? Czy to już czas, żeby zacząć się golić i pastować buty? Czy zacząć minimalizować ryzyko, maksymalizować dochody, przestać się uczyć, czerpać z zakumulowanej wiedzy?

Different context, same challenges. Turning the world upside down, complicating the plot, never settle, always learn. Put myself in a situation that is hard to control. Enjoy the ride. What is the name for it? Any psychologist here? Leave a comment.

The blog is dead. See instagram for the new shit. Haven’t used the DSLR for a year now(?). Actually thinking of selling it. But can I be indecisive? Can I just use it as a podstawka pod kurz?

keep calm and stay weird

Monday, November 25th, 2013

z La Paz, z San Francisco, z Oakland, z Doliny Krzemowej, z Cochabamby, z Santa Cruz, z Coroico. piwne autdorowe imprezy to spotkania HHH “a drinking club with a running problem”.

To były intensywne miesiące. To mój pierwszy od 1.5 miesiąca weekend w domu. A ja mam wyrzuty sumienia, że nic nie robię. A życie ucieka mi pomiędzy palcami. Dużo pracy.

Z telefonu.

20130827_szk_500220130827_szk_500520130827_szk_501220130827_szk_501320130828_szk_501620130907_szk_502120130907_szk_502320130907_szk_502520130911_szk_504220130911_szk_504420130911_szk_504520130911_szk_504620130919_szk_505020130919_szk_505820130919_szk_506820130920_szk_506620130920_szk_507020130921_szk_507120130921_szk_507620130921_szk_508020130921_szk_508420130921_szk_509220130921_szk_509520130922_szk_509820130922_szk_509920130922_szk_510120130928_szk_511320130928_szk_511520130928_szk_512020130928_szk_512620130928_szk_513120130928_szk_513420130928_szk_513820130928_szk_514020130928_szk_514620130928_szk_515220130928_szk_515920130928_szk_516720130928_szk_516820130928_szk_517120130928_szk_518520130928_szk_518720130929_szk_519220130929_szk_519620130929_szk_519820130929_szk_520020130929_szk_520620130929_szk_521720130929_szk_522220130929_szk_522820130929_szk_522920131002_szk_523420131018_szk_526620131020_szk_526820131020_szk_527120131020_szk_527720131020_szk_527920131020_szk_528120131020_szk_528420131023_szk_528620131023_szk_528720131023_szk_528920131026_szk_530720131026_szk_531220131027_szk_531420131027_szk_532120131027_szk_532220131027_szk_532320131027_szk_532620131027_szk_532720131027_szk_532920131027_szk_533220131027_szk_534020131027_szk_533720131027_szk_533420131027_szk_535820131116_szk_553120131116_szk_553320131116_szk_554420131108_szk_550920131112_szk_551820131115_szk_552120131116_szk_552520131116_szk_552820131102_szk_549220131103_szk_549420131103_szk_549620131104_szk_549920131108_szk_550220131031_szk_546720131031_szk_546820131031_szk_547020131101_szk_547220131029_szk_546020131030_szk_546120131031_szk_546520131029_szk_544220131029_szk_545120131029_szk_545620131029_szk_545920131029_szk_543220131029_szk_543620131029_szk_543720131029_szk_543920131029_szk_542620131029_szk_542920131029_szk_543020131028_szk_539020131028_szk_540720131029_szk_540920131029_szk_541820131029_szk_542520131027_szk_537220131027_szk_537520131027_szk_537620131028_szk_538720131027_szk_536220131027_szk_536520131027_szk_537020131027_szk_534120131027_szk_534520131027_szk_534720131027_szk_5353

the game

Thursday, July 4th, 2013

I am ready to pay off your trust. Because love is a game calculated to lose. And I have a lot of debts to pay off. The good news it all goes to you.

For you I am ready to lose a few more times. Lose the things I could have. Lose the places I should had seen by now.

I’m not cashing out. I’m doing my best to stay at your table. I’m doing my best to keep it running. Because it feels so good to be where I am and do what I do.

the game

Recepta na szczęście:
– duży element przygody
– szczypta pimięty
– kilka kropel wenezuelskiego rumu
– czekoladki z nadzieniem z daktyla
Położyć na ruszcie i zalać piwem.

mówisz mi kim mam być w czym najlepiej mi jest do twarzy

Thursday, August 12th, 2010

a ja i tak na świat patrzę po swojemu.

peace on Brussels

Sunday, June 15th, 2008

Dobrze mi tu.

you will lose it anyway

Tuesday, June 10th, 2008

gonna rise up, find my direction magnetically

Monday, June 2nd, 2008

[NCE-FRA, 31.05.2008]

Co było do wypowiedzenia zostało wypowiedziane. :-)

Długie przemyślenia, nieśmiałe i niepewne zamiary. Czekanie na dzień. A gdy ten nadszedł kilka pewnych cięć, kilka zdecydowanych zdań. I email do pracodawcy wysłany z Nicei.

Tydzień w Nicei był najgorszym ze wszystkich “zawodowych”. Ale to cena. Płacona po raz ostatni.

Emocje uderzają mnie w samolocie. Dopiero teraz dociera do mnie, że naprawdę zostawiam coś far behind. I że ostatnie dwa lata poświęciłem by móc zrobić to, co właśnie ma się zacząć. Ze łzami w oczach piję szampana gdzieś nad prześwitującymi przez białe chmury francuskimi Alpami. Nade mną błękitne niebo – nic już nie może pójść źle.

I jeszcze wizja happy endu – przede mną ostatni miesiąc w Brukseli. Historia zatacza koło. Bruksela – na dobry początek i na dobry koniec.

I jeszcze Mat, który przyleci mi nowy aparat i Ola, która przejmie stary.

I znowu wiara, że ścieżka, którą idę jest najlepszą z możliwych.

jeszcze dzień wyjdę stąd

Monday, May 19th, 2008

working class hero

Thursday, April 24th, 2008

– co tam?
– szkoda gadać.

there is a lot of lonely nights in this job description

Wednesday, September 26th, 2007

Mobile dump.

zdjecie002.jpg
zdjecie005.jpg
zdjecie011.jpg
zdjecie020.jpg
zdjecie023.jpg

1 – Roskilde, DK
2 – Warsaw, PL
3 – Gdynia, PL
4 – Warsaw, PL (tonight)
5 – Warsaw, PL (tonight)

I know we’ve all had a bumpy ride (I’m secretly on your side)

Thursday, June 14th, 2007

Chcę tylko wejść w sandałach do strumyka gdzieś w dalekim kraju i chodzić. Nie mieć problemów, myśleć, uśmiechać się. Mieć proste życie, tam gdzie życie jest proste. Być bliżej natury i codziennie się nią zachwycać. Moje będą palmy i zachody słońca. I nic nie będzie na opak.

update (English translation):

I just wanna walk into a stream wearing sandals in a country far, far away. Have no problems, think, smile. Have a simple life where life is simple. Be closer to nature and admire it every day. Palms will be mine and sunsets will be mine. And everything will be on its place.

back in time

Friday, April 20th, 2007

Body contact every 0,2 seconds. Another level of “crowded”. Chicks with everything written down on their faces and in their moves. Not really sure what they want, but they pretending to know what they want. Best parties – Thursday night. Students only. If you are not a student you have to pay… 5 złotys… (1,2 euro)… Cool. This is the place where people don’t wear masks. Too young and too innocent to pretend. And the 2 old boys with nothing but good intentions. Koliba, baby. Have fun.

dreaming of Himalayas

Wednesday, February 21st, 2007


(Alps)

something to remember

Monday, January 22nd, 2007

Really crazy road trip to the Belgian coast. Me and Ignacio. Evening. Can’t say anything more (in case my kids were reading). Living is bad for your health. Photo with an Indian (Ignacio claims he was a sailor, but I am sure he was an Indian).

it’s never pure

Saturday, December 30th, 2006

Some pics from Brussels:





Concert at the pub of 2 million beers.


My street in a morning.



My district. I like the contras – small narrow houses vs. big skyscrapers.

One of those weekends that make you a few months older

Tuesday, December 19th, 2006

One of those weekends that make you a few months older.

Friday – going uninvited with Ignacio to a party of our neighbours. 3 girls+1 guy living in a fucking nice 2-storey apartment. Maaaaany people (students), Żubrówka with apple juice and beers. Somehow couldn’t find a common language with those.

Saturday – I cook my first ever tortilla! We were invited to some latino friends of Ignacio. They work here as corporate bitches in PWC, E&Y, etc. Having a good life here. Nice looking girls/wives, nice clothes and expensive watches. Good food and good drinks. And quite nice after all. And a funny Serbian guy – Slavic blood rules! And the quote of the evening ‘you don’t understand, cause you don’t have an MBA’. Bottle of Gold Wasser, wine, tequilas.

Sunday – having a walk (looking for a car which we left). Then driving to Antverpen. Seeing around (so crowded!), beer, red district, back to Brussels, Ixelles, falafel, beer.

Monday – corporate life – 9-20. Nothing works right, everything crashes, error messages all around. Fucking bad day except for the fact they I bought a ticket to Mexico. Princess, I am coming!… in may. And going with Ignacio to the Xmas fair – hot wine and beer at Monk.

Warsaw defined

Sunday, December 10th, 2006

I’ve spent here quite a while working my ass off here and partying… Warsaw – the capital of Poland. About 2 mln people. People love it or hate it. Busy living, busy dying. Fast life in the pure capitalistic frames. People wanting to have fun right now and right here and willing to pay for that. I am a part of this mechanism. Overworked and with some extra money to spend – deep in this shit. Warsaw baby… yeah, right?!?! hell yeah! ;-)

wedding

Wednesday, September 27th, 2006


Went to a wedding during the weekend with my flatmate. Nice experience. Much food , much alcohol. :-)

I am a tram-traveler-junkie. Faces, billboards, cars outside and music in my head and me smiling. Fascinating.

little hero

Thursday, September 21st, 2006


Meet Mateo – half Mexican, half Venezuelan, living in Italy, met in Germany, held by a Polish guy. Crazy world he’s living in.

airport reality

Friday, September 8th, 2006


Another Friday jump Frankfurt-Warsaw. Next week in Warsaw. I am sick, wanna rest. Got project opportunity in Bruxelles. Half a year. Very good client. Really hope this will work out.

WANTED

Thursday, September 7th, 2006


Warning on the main door of the building I work in (Walldorf, Germany).

Factory worker

Friday, September 1st, 2006

On my way to the SAP “factory”. Walldorf – Germany. Everyday reality.