i’m so sick of this whole digital lifestyle
Wednesday, October 24th, 2012the best moment of my life are offline
Dziękuję Tacie za skaner. :)
if you don't know where you're going any road will take you there
the best moment of my life are offline
Dziękuję Tacie za skaner. :)
Najbardziej niebezpieczna jest ta ciekawość. Żeby pójść jeszcze jedną ścieżkę dalej. Co tam jeszcze jest? Wrócić? Zgubiłem się? Nie, jeszcze wiem gdzie idę. I pewnym krokiem pójść w nieznane.
Szamańska legenda mówi, że jak zajdziesz się za daleko w złą ścieżkę, to zobaczysz na swojej drodze dziwnego człowieka. Z pozoru będzie normalny, ale jeśli przyjrzysz się jego stopom i będą one skierowane w kierunku przeciwnym naturze, to znaczy, że się zgubiłeś. Powinieneś z nieznajomym nie rozmawiać, tylko odwrócić się na pięcie i starać się powrócić drogą, którą przyszedłeś.
Czy spotkałem kogoś na swojej ścieżce z odwróconymi stopami? Spotkałem kilku wariatów, którym za bardzo się TO spodobało. Zostałem ich przyjacielem. Przyjrzałem się nie tylko ich stopom (a były one w normalnym kierunku), lecz także ich sercom. Zawsze mieli je po prawidłowej stronie.
Mam nadzieję, że też mnie tak będą wspominać.
Wyjechałem z tego kraju 3,5 roku temu, by przeżyć przygodę. Miałem dużo szczęścia. Trafiła mi się niezła przygoda, NAPRAWDĘ. Wrócić tak teraz byłoby bezpiecznie. Bez przygody. A ja jeśli wrócę, to musi w tym być duży element przygody. A nie tak po prostu, że teraz tu przyjadę i zacznę szukać pracy.
A w gazecie znalazłem w drobnych: “Do oddziału międzynarodowej firmy, pilnie potrzebujemy kogoś szczepionego, kto ma doświadczenie w zarządzaniu Latynosami.” Ale się nie zgłosiłem. Pewnie Agencja Wywiadu albo Jehowi lub Mormoni znów na misje do Am Pd chcą kogoś. Albo na plantacje. Byłem widziałem.
“A straszny ten Twój kraj, tak sucho, tyle pustyni, jak tam można mieszkać.” powiedział Dziadek, którego wojna zagnała przez Iran, Indie, dookoła Afryki do Anglii. “Dziadku, jakie czasy takie przygody”. I śmieję się w duchu, bo wiem, że dziadek kuma i sam by się wybrał, tylko nie ma siły. “Dziadku, przyjedź, pojeździmy Jeepem. Olejemy te cioty z miasta.” “Masz rację wnuczku, nieprzyzwoite są teraz te wczasy na które oni tam jeżdżą i każą sobie tym lokalnym brudasom kelnerować.” “Masz rację dziadku. Nigdy pewnie w ręku maczety nie trzymali.” …i tak możemy godzinami gadać z dziadkiem.
Na zdjęciu mój przyjaciel Marko ubrany na wyjście do cyrku. Ale były jaja. Wrzucę foty innym razem, tylko mi przypomnijcie.
Wpis sponsoruje firma Manitic produkująca fajne designerskie ubrania dla gwiazd. Dziękuję za przysłane gadżety. Proszę o instrukcje obsługi i karty gwarancyjne w pedeefach.
Dziś w kąciku kulinarnym Sopita de Maní, czyli zupa z orzeszków. Generalnie taki rosołek z orzechową miazgą. Mmmmmm, pycha.
O tym i o innych przysmakach opowiem już za chwilę w Klubie Podróżnika w Gdyńskim Akwarium.
Tam gdzie spotykają się pustynne drogi. Tam gdzie skały rozbijają potęgę oceanów. Na końcu świata i dalej. By wrócić.
Widziałem biedę. Widziałem bogactwa. I wszystko co pośrodku. Te same pytania, obojętnie czy to indianin mający 3 krowy na środku pustkowia, czy też ranczer, który klimatyzowanym jeepem objeżdża swe tereny. Te same pytania.
Mijane za oknem stacje. Mieściny, o których nikt nie słyszał. Zakurzone wioski.
Ile razy można zaczynać od nowa. Ile razy można się żegnać? Ile razy zakładać ciężkie buty?
Czy to się dzieje naprawdę?
To strach przed powrotem do domu, w którym Ciebie mogłoby nie być. To strach przed samym sobą, przed otworzeniem się, przed wybraniem własnej ścieżki.
Jak wam mogę cokolwiek o tym opowiedzieć. O tym co działo się przez te wszystkie lata, gdy mnie nie było. Jak bardzo tego potrzebowałem. Jak ciężko było zrobić to wszytko co zrobiłem. O najtrudniejszej drodze przez pustynię.
I ja też. Czy będę potrafił was zrozumieć. Czy błysk w oku nie jest już zbyt odległy? Czy pęknie mi hartowane by iść przed siebie serce?
Wariaci traktowali mnie jak swojego. A i ja do nich lgnąłem, nie żeby naśladować, lecz żeby wyrobić sobie własną opinię. I spróbować zostać jednym z nich.
Nie idź za mną. Wydreptaj własne ślady.
“Kochał to co robił” – tak mówi się o wariatach. Ale naprawdę niewielu rozumie co to znaczy. Jak bardzo trzeba się temu oddać. Jak dużo poświęcić.
Pielgrzymi pijący wino! Pomyleńcy, co sypiacie 200 dni w roku w namiocie! Utajeni marzyciele! Wracam (choć tylko na chwilę). Czy jest tam ktoś?
[Tarija, Bolivia. grudzień 2011]
Dziś w kąciku kulinarnym stek z winem. Dalszy komentarz zbędny.
Czekam na ohy i ahy w komentarzach.
The Strongest Bicampeon!
http://kukus.wrzuta.pl/audio/8rkJ7ORwvC2/ztvorki_-_bilet
W Polsce 21 września – 21 oktubra. w planach 3miasto, Warszawka, Krak
Przy tej okazji, chciałem opieprzyć swoich znajomych, że mimo, że siedzę tu ponad 3 lata, to tak niewielu z nich chciało mnie odwiedzić. Zamiast tego rodzili dzieci, wymieniali samochody i jeździli na Majorkę. Wstyd mi za Was!
Jeżeli ktoś chce zaprosić mnie na prelekcje na tematy życiowe, to moja odpowiedź brzmi: daj mi majka, miejsce i wpuszczaj ludzi.
Boję się, że pęknie mi serce.
Przypominam o fotografii cholity z browarem w słusznej sprawie.
Na peron4 nie pisuję, bo moje teksty nie spełniają ich wysokich norm jakościowych i obyczajowych. Ale znamy się i od czasu do czasu pozdrawiamy. Poza tym podsyłają mi od czasu do czasu takich co dla nich pisują.
No ale w słusznej sprawie się z nimi zbratałem i wystawiam powyższe zdjęcie na aukcję charytatywną. Zdjęcie wyślę z Boliwii z kilkoma słowami pozdrowienia.
Szczytna idea to pomoc szkole w Jharkot w Nepalu. A licytacja już teraz przebiega całkiem nieźle. :)
Dzięki za udział w akcji!
In 10 years I see myself, as a guy who has it all figured out. A guy who’s seen it all from all different perspectives. A guy who made it all the way to the tops’ top. A guy like no other. Smart, successful, often cynical. The guy you don’t argue with. The guy who knows the shit. The guy who figured out the game and played it a nasty way. The guy with a long history of failures. The guy who tried many times and finally succeed. That’s me, fuckers. And who are you?
A tymczasem włamaliśmy się(?) na dach biura. Szykujemy przyczółek. Granatniki, ciężkie karabiny maszynowe, lornetki, paczki z chrupkami.Czas pokazać wszystkim kto ma najlepszy skuter w mieście.
Hostal Rancho Colibri in Quime, Bolivia, the best place to stay.
Luis w odwiedzinach, Quime, Cochabamba, La Paz, tzw. Death Road, Coroico
Pytają mnie ile tu jeszcze planuję zostać. Niemal codziennie mnie pytają. A ja nie wiem. I trochę się boję. Bo każdego dnia więcej we mnie wariata.
piszą do mnie. różni do mnie piszą.
“chciałbym zrobić coś ze swoim życiem, ale nie mam jaj”
“hej, nie znam cię, ale będę za 2 tygodnie w La Paz, może się spotkamy”
“szymek, my też tęsknimy jak cholera jasna”
“mamy 94 lata, jesteśmy z żoną na emeryturze i chcemy zmienić kraj na tańszy. nie wie pan jakie są ceny nieruchomości w peru?”
“jesteśmy nowym serwisem o podróżach, chcemy mieć więcej czytelników niż peron, może jesteś zainteresowany współpracą? w zamian wrzucimy twój tekst na naszą stronę”
“ps. fajne zdjęcia”
“wpis, który ostatnio wrzuciłeś bardzo przypomina mi to co pisałeś w 2008 pracując w korporacji, czy czujesz się podobnie zdołowany i twoje życie nadal nie ma sensu?”
A niech se piszą.
Mylisz się, jeśli myślisz, że było mi łatwo. Zamknąć, spakować, wyjechać, przestać płacić podatki. Iść samemu, oglądać, zwiedzać, poznawać, mieć motywację. Poznać, pokochać, polubić. Nauczyć, posmakować, przyzwyczaić. Zostać.
Uwaga! Ciężkie maszyny pracują na drodze. A poza tym wybuchy.
* niebezpieczny zakręt
znowu zakładasz śmieszne swetry
a ja patrzę na to i się śmieję
wciąż jesteś zagadką
Do gór trzeba mieć szacunek. Ośnieżone przez cały rok szczyty są symbolem potęgi natury.
Prawie każda wycieczka za miasto to otarcie się o ich potęgę. Przełęcze na prawie 5000 m n.p.m. to obowiązkowy przystanek. W wietrze i zimnie skrapia się ziemię spirytusem. Żeby podróż przebiegła pomyślnie.
Zakurzone miasteczka gdzieś na skraju cywilizacji. Bez zasięgu. Wolę was niż wszystkie złote tarasy i wiszące ogrody.
To zaczyna się wcześnie. Te ciągłe zderzenia ze światem. Zderzenia z dziwnym, niezrozumiałym, obcym.
Gdy jesteś dzieckiem wszystko postrzegasz w ten sposób. Każda sytuacja jest nowa, każda osoba jest zagadką.
Potem to zanika. Zachowania, charaktery i sytuacje stają się bardziej znane i zrozumiałe. Zaczynasz w tej wielkiej układance dostrzegać wzory, schematy, powtarzające się koncepty.
Z czasem zanika chęć poznawania.
Update 2012-04-28: no to mogę dopisać do CV: “demot na głównej”! dzięki! :)
Po pierwsze przyjechała rodzina, siostra Gabichy z mężem i z 2 małych dzieci.
Po drugie, kupiliśmy samochód, więc pojechaliśmy do Copacabany go poświęcić.
Po trzecie, miałem 31 urodziny, więc wybraliśmy się z Markiem (niemieckim mężem siostry Gabichy) na 3 dni w góry pochodzić po pradawnych szlakch Inków.
Na Święta Wielkanocne uciekliśmy z miasta do Coroico.
A poza tym fondue.