Archive for the travel category
Sunday, August 3rd, 2008
[Bangkok, 2008-08-02]
Znowu trafiłem w sam środek protestów. Sprawdziłem dokładniej kto i po co protestuje i okazuje się, że to People’s Alliance for Democracy (PAD) sprzeciwia się rządowi, planowanym zmianom w konstytucji i rządają odzyskania świątyni Preah Vihear, która w 1962 została przez Trybunał Międzynarodowy przyznana Kambodży. Tym razem demonstracja ochraniana była przez strażników PAD, wolontariacką, samozwańczą straż ubraną w czarne ciuchy, skóry, kapelusze, ciemne okulary słoneczne i chusty na twarzach, wyposażoną just in case w metalowe pałki i kije golfowe (wyglądają jak skuterowy gang). Jak mówi stare chińskie przysłowie “jeśli chcesz czuć się bezpiecznie na dzielni, to zaprzyjaźnij się ze złymi chłopcami”, więc trochę się z nimi zaprzyjaźniłem. Znowu dostałem gadżety, papierową flagę Tajlandii i znaczek “kocham Tajlandię, kocham króla”. Takie rzeczy się dzieją w tym kraju, gdzie raz na kilka lat wojsko robi pucz, rozpędza parlament (ostatni raz w 2006), a król jest nietykalny, bo wszyscy go kochają.
posted in bullshit, in-polish, photos, travel | country: thailand | trackback | no comments »
Saturday, August 2nd, 2008
Khao San Road – dla wielu mekka podróżników. Spotkasz tu więcej białych niż Azjatów. Co więcej, spotkasz tu więcej białych niż w Londynie, czy Paryżu. Bo biały człowiek znajdzie tu wszystko czego potrzebuje – alkohol sprzedawany w wiaderkach ze słomką, pirackie płyty, t-shirty, głośną muzykę, street food, mc donaldsa, burger kinga, zaplataczy dreadów, wyrabiaczy fałszywych dokumentów. Właściwie, to można przyjechać na wypoczynek i ograniczyć się tylko do tej jednej ulicy. No dobra, jeśli ktoś jest miłośnikiem klubów go-go lub bum-bum, tu musi się przejechać tuk-tukiem.
Błąkając się trochę bez celu jak to mam w zwyczaju trafiłem na demonstrację. Tłumy ubrane na żółto demonstrowały siedząc uwielbienie dla króla. Bo król to tutaj świętość, należy go szanować. Jest na każdym banknocie, jest na plakatach, billboardach (o dziwo bardzo powszechny jest plakat, gdzie król robi zdjęcie aparatem marki Canon – czyżby ktoś posmarował za to?). W każdym razie “zwiedziłem” tę demonstrację robiąc zdjęcia ludziom z kołatkami w kształcie klaszczących dłoni. Uważnie wymiajałem siedzących ludzi zdejmując sandały, gdy potrzeba i nie przechodząc nad nikim, tak jak należy w tym kraju. I już zaraz zostałem obdarowany chustą z napisem po Tajsku “kochamy króla, kochamy Tajlandię” i od tego momentu ludzie widząc mnie wiwatowali i klaskały kołatkami. Crazy world.
posted in bullshit, in-polish, photos, travel | country: thailand | trackback | no comments »
Thursday, July 31st, 2008
Trochę się zasiedziałem w Bangkoku, a wygląda na to, że jeszcze trochę tu pobędę. Nie bez przygód złożyłem wniosek o wizę chińską. Ze względu na olipiadę trzeba mieć zabookowany round trip i hotele. Naganiacze obiecali wyrobić odpowiednie papiery, zaś pani w okienku sama zasugerowała wizytę w kafejce internetowej. No to w 4 minut odpowiednie papiery były wydrukowane. Lekcja – czasem wystarczy przynieść jakikolwiek papier, a w formularzu wpisać cokolwiek. Wiza ma być na poniedziałek. Mam nadzieję, że szwindel nie zostanie wykryty i że nie dostanę bana na Chiny.
No to tkwię w Bangkoku w hotelu w pokoju za 4 euraski. Zwiedzam atrakcje (one thing a day), dużo, dużo łażę z muzyką na uszach. Unikam tuk tuków, bo po pierwsze zawsze chcą cię przyciąć, a po drugie wolę zaglądać w zakamarki, robić fotki, oglądać, dziwić się, wąchać, a po trzecie za zaoszczędzoną kaskę mogę dać sobie wieczorem wymasować obolałe mięśnie.
Powoli wpadam w rytm, przestawiam się na lokalny czas, powoli mija bezsenność, a organizm wypracowuje optymalne pory posiłków.
A wieczorami kończę z laptopem w restauracji przed hotelem i przy zimnym piwku obrabiam fotki, piszę bzdurki, słucham muzyczki. Relaks, ale tak miało być. Nic na siłę, powoli, nigdzie się nie spieszymy. Nie istnieją terminy, ani nawet dni tygodnia. Jak nadejdzie czas, to się spakuję i pojadę. Jeszcze zdążę i na północ do słoni i na południe do plaż i zachodów słońca.
posted in bullshit, in-polish, photos, travel | country: thailand | trackback | 4 comments »
Tuesday, July 29th, 2008
Bangkok to nocne szybkie jazdy tuk tukami, zblazowani biali backepackersi na Khao San Road, kierowcy taksówek chcący zabrać Cię na bum-bum i ping-pong, hotelowy pokój, gdzie wiatrak mieli bez końca to samo gorące powietrze i pojebane koguty, które pieją przez całą noc. Przez trzy dni dostałem lekcję jak poruszać się po tym mieście, kupować street-food, korzystać z tajskich masaży i nie kupować drinków dziewczynkom w klubach go-go. Łagodna gangsterka – bo podróżuje się tu łatwo, na każdym rogu znajdziesz 7-eleven, a wszystkie ewentualne kultrowe zgrzyty neutralizują wszechobecne tutaj uśmiechy (kryjące zakłopotanie). Jednak wiem, że nie wytrzymam tu długo, potrzebuję zostawianych w tyle kilometrów, zmieniającego się za oknem krajobrazu, przesiadek na niewiadomych dworcach i wciąż nowych współpasażerów.
Po 3 dniach z Jackiem, rozpoczyna się moja samotna (przynajmniej przez miesiąc) podróż. Stay tuned – będą historie, dramaty, śmiech i łzy, tęsknota, uczucia, emocje, smaki, zapachy, kolory i niepokorne myśli.
posted in bullshit, in-polish, photos, travel | country: thailand | trackback | 4 comments »
Friday, July 25th, 2008
Nico – born in Kazakhstan, living in Germany for 5 years.
Favourite music: techno/electro.
Beliefs: good karma/bad karma.
His way of living: music festivals animal.
One of his dreams: to organize a music festival for 1.000.000 people.
One of my drivers during hitch-hiking from Poland to Frankfurt.
This post is a part of my miniproject “dreamers“.
posted in bullshit, dreamers, in-english, photos, travel | country: germany | trackback | no comments »
Friday, July 25th, 2008
posted in photos, travel | country: poland | trackback | no comments »
Friday, July 25th, 2008
Dojechałem do Frankfurtu, ba nawet do Kelsterbach gdzie mam nocleg u Jacka. A wszystko w mniej niż 18h (z Gdyni). Z ciekawszych stopów – gościu który jeździ od festiwalu do festiwalu (techno i elektro) i tam zbiera puszki i butelki i z tego i tym żyje, no może jeszcze medytacją i karmą. I szalony czeski kierowca ciężarówki, który magnesem wyłączył tachometr i gnał ciężarówką z naczepą nawet 130 kmh, zmienił trasę i podwiózł mnie pod sam dom Jacka (przy okazji jeszcze się pomylił ze skrętem i ciężarówką podjechał pod terminal lotniska). Dobry początek podróży.
Tęskno wciąż, miłe smsy z nóg zwalają.
posted in bullshit, in-polish, travel | country: germany | trackback | 3 comments »
Wednesday, July 23rd, 2008
Zarys planu jest taki – jutro 6:41 do Szczecina i siup stopem przez Niemcy. 1,5 dnia powinno wystarczyć, żeby dotrzeć ze Szczecina do Frankfurtu. Duży element losowości. I pewnie sen pod chmurką (z wilkami). A w piątek wieczorem siup do Bangkoku (jeśli starczy dla nas miejsca w samolocie).
Jeszcze nigdy nie smuciłem się tak bardzo, że wyjeżdżam. Co ma być to będzie.
Aha, a w Słonecznym z Warszawy do Gdyni znowu jechałem z Panem Witkiem z Atlantydy. Tym razem nie rozmawialiśmy dużo. Na jakieś skrawkach papieru coś zawzięcie pisał. Potem przyznał się, że tak oto powstały pierwsze rozdziały książki o sobie. A ja sobie myślałem, kto jest większym wariatem – on czy ja.
posted in bullshit, in-polish, travel | country: poland | trackback | 3 comments »
Wednesday, July 9th, 2008
Bardzo, bardzo prawdopodobne, że mam towarzysza podróży. Jednego z najlepszych jakich mogę sobie wyobrazić. Dołączy po miesiącu. A kto? – tajemnica.
posted in bullshit, in-polish, travel | trackback | no comments »
Thursday, July 3rd, 2008
Wstępny plan: Bangkok 24 lipca. Nie do końca to ja wybieram kierunek. Po prostu może polecę przy okazji z kolegą, który się tam wybiera płacąc grosze za bilety. 3 tygodnie, powinno wystarczyć, żeby pozałatwiać wszystkie sprawy. Np. kupić plecak, skonsultować się odnośnie antymalaryków, przygotować się do pitów. Ale w końcu pojawił się jakiś horyzont czasowy, do którego muszę wszystko pozałatwiać.
A teraz leniwie mijają mi dni w Warszawie. Na Jesionowej w pokoju Stefana, który wyjechał na wakacje. Taras, słońce, zakupy, spanie muzyka. Wakacje w końcu. :-) I jeszcze miła niespodzianka w kuchni rano, naleśnik (taki do jedzenia, nie mylić z osobnikiem z Gdyni), masło orzechowe i marmolada pozostawione tam dla mnie przez wspaniałą rudowłosą współlokatorkę w celach konsumpcyjno-śniadaniowych. Super dziewczę, otwarte na ludzi, wczoraj spontanicznie zorganizowaliśmy imprezę na tarasie na którą zaprosiliśmy sąsiadów. Miło.
Zrobiłem trochę fotek nowym aparatem. Na początku dziwnie leżał w dłoni. Obco. Brak przyzwyczajenia, zmiana opcji wymaga chwili zastanowienia “jak to się robi”. Ale powoli czuję to. A zdjęć jeszcze nie widziałem w komputrze, bo mój stary notebook by się udławił.
Widziałem się z Sylwią (“szefową z ACN”). Z Igorem, jej synkiem, byliśmy na spacerku. I should get one of those. ;-)
posted in bullshit, in-polish, travel | country: poland | trackback | no comments »
Thursday, July 3rd, 2008
kupiłem KOMPAS.
posted in bullshit, in-polish, postcards, travel | country: nowhere | trackback | no comments »
Thursday, July 3rd, 2008
dyliżans kursuje raz na dwa lata. dopuszczalne spóźnienie 3 miesiące.
posted in bullshit, in-polish, travel | country: nowhere | trackback | no comments »
Friday, June 20th, 2008
June 30th is my last day at work. I have decided to take some time off (as much as needed) to rest, travel, make some pics… Do whatever I feel like doing. I have no fixed plan, no arrangements, no plane tickets, no route. “If you don’t know where you’re going any road will take you there” – I will try to put these words into action. I hope to see again some of my old friends and make some new friends. I am planning to taste some new flavours and maybe get some suntan. I have no goal, like travel around the world or something. Whatever the future brings.
So… be ready, cause soon you might see me knocking at your door, willing to use your couch. :-)
See you around.
posted in bullshit, in-english, travel | country: nowhere | trackback | 3 comments »
Wednesday, June 18th, 2008
posted in photos, postcards, travel | country: belgium | trackback | 2 comments »
Wednesday, June 18th, 2008
posted in photos, travel | country: nowhere | trackback | no comments »
Monday, May 5th, 2008
To był dziwny majowy weekend. Jak zwykle pragnąłem nie mieć planów. Przekonał mnie Koala, że trzeba się ruszyć, w góry do natury. Więc kupiliśmy mapę, spakowaliśmy plecaki, wrzuciliśmy do bagażnika wysokie buty i ruszyliśmy do najdzikszych zakątków Polski. Czyli do Bieszczad. I wszystko szło dobrze aż do momentu gdy tam dotarliśmy. Bo nie było dla nas miejsca. Jedynie w gospodzie. Więc usiedliśmy w gospodzie i cóż było czynić. Jeszcze nadzieja w miejscowych dzieciach-kwiatach, ale i one nie znalazły dla nas miejsca. Jedynie dwa przy wspólnym stole. Więc tam też spoczyliśmy celem wieczerzowania. A potem syci i napojeni przywdzialiśmy śpiwory i legliśmy na tę zimną, jedną, niewygodną noc w samochodzie. A jak się obudziliśmy to pogoda była nietęga, więc nawet się ucieszyliśmy, że nie jesteśmy jednymi z tysięcy turystów dla których starczyło miejsca, i że nic nas tu właściwie nie trzyma, i że w sumie to chcemy do domu. By przyzwoitość zachować (i mieć o czym opowiadać) pojechaliśmy zobaczyć jeszcze zaporę i Sandomierz. Zapora pełna tych co również chcieli mieć o czym opowiadać, a Sandomierz nieszczególny. Więc powrót do Warszawy, do domu. A następnego dnia rowerowanie, odpoczywanie, fotografowanie, filmów oglądanie. I tak nam było, raczej dobrze niż źle.
A zdjęcia takie dziwne, bo się uczę udziwniać zdjęcia ostatnio.
posted in bullshit, in-polish, photos, photoshopped, travel | country: poland | trackback | 2 comments »
Thursday, April 10th, 2008
Kamyczek do kamyczka układam żmudnie kopiec marzeń. Zaczyna mieć formę realną. Marzenia zbyt szalone by w nie uwierzyć nagle stają się rzeczywistością. I ufam, że teraz wszystko będzie po mojej myśli. Że stanie się to, w co wierzyłem. Że ta droga kręta i trudna na końcu okaże się najlepszą z możliwych i jedyną właściwą.
Napisałem do Sandry, czy nie chce wyruszyć do Ameryki Południowej za trzy miesiące. Czekam na odzew.
posted in bullshit, in-polish, travel | country: nowhere | trackback | no comments »
Sunday, March 30th, 2008
posted in photos, postcards, travel | country: switzerland | trackback | 1 comment »
Saturday, February 23rd, 2008
posted in photos, travel | country: poland | trackback | no comments »
Friday, February 22nd, 2008
Warszawa (Praga)
posted in photos, travel | country: poland | trackback | no comments »
Friday, February 22nd, 2008
One shop in Warsaw (Praga).
posted in photos, travel | country: poland | trackback | no comments »
Saturday, February 9th, 2008
posted in photos, travel | country: poland | trackback | no comments »
Tuesday, January 29th, 2008
Brussels, 25-27.01.2008
posted in photos, travel | country: belgium | trackback | no comments »
Monday, January 21st, 2008
Prague, Gruyère, 4x Paris.
[update: 2008-01-29]
One more from Paris.
posted in photos, travel | country: czech rep, france, switzerland | trackback | no comments »
Thursday, January 17th, 2008
Why don’t we go there again and stop every time we cross the bridge? Or fly away to somewhere new. Cause there are bridges almost everywhere. ;-)
posted in bullshit, in-english, photos, travel | country: czech rep | trackback | no comments »