a tymczasem
Tuesday, July 8th, 2008Zasiedziałem się w Warszawie. Leniwie mijają dni. A tymczasem w domu na Jesionowej rude miewam sny.
if you don't know where you're going any road will take you there
Zasiedziałem się w Warszawie. Leniwie mijają dni. A tymczasem w domu na Jesionowej rude miewam sny.
Wstępny plan: Bangkok 24 lipca. Nie do końca to ja wybieram kierunek. Po prostu może polecę przy okazji z kolegą, który się tam wybiera płacąc grosze za bilety. 3 tygodnie, powinno wystarczyć, żeby pozałatwiać wszystkie sprawy. Np. kupić plecak, skonsultować się odnośnie antymalaryków, przygotować się do pitów. Ale w końcu pojawił się jakiś horyzont czasowy, do którego muszę wszystko pozałatwiać.
A teraz leniwie mijają mi dni w Warszawie. Na Jesionowej w pokoju Stefana, który wyjechał na wakacje. Taras, słońce, zakupy, spanie muzyka. Wakacje w końcu. :-) I jeszcze miła niespodzianka w kuchni rano, naleśnik (taki do jedzenia, nie mylić z osobnikiem z Gdyni), masło orzechowe i marmolada pozostawione tam dla mnie przez wspaniałą rudowłosą współlokatorkę w celach konsumpcyjno-śniadaniowych. Super dziewczę, otwarte na ludzi, wczoraj spontanicznie zorganizowaliśmy imprezę na tarasie na którą zaprosiliśmy sąsiadów. Miło.
Zrobiłem trochę fotek nowym aparatem. Na początku dziwnie leżał w dłoni. Obco. Brak przyzwyczajenia, zmiana opcji wymaga chwili zastanowienia “jak to się robi”. Ale powoli czuję to. A zdjęć jeszcze nie widziałem w komputrze, bo mój stary notebook by się udławił.
Widziałem się z Sylwią (“szefową z ACN”). Z Igorem, jej synkiem, byliśmy na spacerku. I should get one of those. ;-)
To był dziwny majowy weekend. Jak zwykle pragnąłem nie mieć planów. Przekonał mnie Koala, że trzeba się ruszyć, w góry do natury. Więc kupiliśmy mapę, spakowaliśmy plecaki, wrzuciliśmy do bagażnika wysokie buty i ruszyliśmy do najdzikszych zakątków Polski. Czyli do Bieszczad. I wszystko szło dobrze aż do momentu gdy tam dotarliśmy. Bo nie było dla nas miejsca. Jedynie w gospodzie. Więc usiedliśmy w gospodzie i cóż było czynić. Jeszcze nadzieja w miejscowych dzieciach-kwiatach, ale i one nie znalazły dla nas miejsca. Jedynie dwa przy wspólnym stole. Więc tam też spoczyliśmy celem wieczerzowania. A potem syci i napojeni przywdzialiśmy śpiwory i legliśmy na tę zimną, jedną, niewygodną noc w samochodzie. A jak się obudziliśmy to pogoda była nietęga, więc nawet się ucieszyliśmy, że nie jesteśmy jednymi z tysięcy turystów dla których starczyło miejsca, i że nic nas tu właściwie nie trzyma, i że w sumie to chcemy do domu. By przyzwoitość zachować (i mieć o czym opowiadać) pojechaliśmy zobaczyć jeszcze zaporę i Sandomierz. Zapora pełna tych co również chcieli mieć o czym opowiadać, a Sandomierz nieszczególny. Więc powrót do Warszawy, do domu. A następnego dnia rowerowanie, odpoczywanie, fotografowanie, filmów oglądanie. I tak nam było, raczej dobrze niż źle.
A zdjęcia takie dziwne, bo się uczę udziwniać zdjęcia ostatnio.
Z archiwum (2008-03-06).
Warszawa, Pole Mokotowskie, 2008-03-08
Warszawa (Praga)
One shop in Warsaw (Praga).
do twarzy ci w twoich zmarszczkach
w twoich rysach na charakterze
i bliznach po przegranych walkach
My photoreport on the Tomek Niewiadomski’s vernissage – “Nihon” in Galeria65 in Warsaw. Links: pl/en.
czyli TomaszNiewiadomski@Galeria65
[Update 6.02.2008] Jak się okazało, ta ładna pani (zdjęcia 5,6,7,10), której buty bardzo mi się podobały, to polska celebrity Halina Młynkowa. Czerwone korale…..
Świat wg Tomskiego part 2:
i ja:
6.12-6.01. 5 countries. Not more than 4 nights in a row in the same bed. Go for it.
Jak na kulki, to do Kazimierza.
Co autor miał na myśli?
Kazik zasypany.
Świat według Tomskiego:
widok z kuchni na południowy Manhattan
(pierwsze, słabe próby z HDR)
i lampka z Egiptu i kolekcja win
Znowu zajęcia w Wawie. Łeb pęka mi i broni się przed kolejną porcją “wiedzy”.
Przemęczony i rozdrażniony. W tym całym bałaganie Tomek wystawił negatywny feedback, ale wciąz we mnie wierzy. Spokój i opanowanie. Za to go lubię. :-)
Negatywny feedback w pracy – chyba bez konsekwecji, ciężki piątek, wszyscy mieli dosyć. Aura niekorzystna. Ale nic to.
Next weekend plan na Brukselę albo Szwajcarię. Ale chyba wybiorę nową przygodę i pojadę tam, gdzie mnie jeszcze nie było. Tylko że już zaanonsowałem się we BRU. Ale Ignacio i Aurelie wybaczą, na szczęście oni też są wyrozumiali (z dokładnością do dziesięciu “putain!”). Czas stawić czoła nowym wyzwaniom.
Gdynia nocą, gdzie tyle razy, w słońcu i w mżawce, w krótkich spodenkach i zimowych kurtkach, gdzie zawsze ekipa stawiała się na zawołanie… A teraz… słabo. Choć udało się z Lesiem i trimarem.
I jeszcze dwie fotki z knajpy w Dębkach, dokąd pojechaliśmy z Koalą na weekend, żeby zdemontować klatkę. Ten projekt już się udał. Przewinęła się masa ludzi, było dużo fun’u, wszystko zadziałało. A w tej knajpie dziwne się dzieją rzeczy poza sezonem, oj dziwne.
Już wymiękam od siedzenia w domu u rodziców. Na szczęście szykują się 2 tygodnie (i 3 weekendy) poza. Warszawa, Niemcy, Kazimierz. Tęsknię za lataniem. Cały mój zgiełk.
Szukam pokoju/mieszkanka w Wawie, Wrocławiu, Krakowie lub 3mieście (choć inne duże miasta w Polsce też rozważę ;-)). Wymagane – rozsądna cena, lodówka, pralka, internet. Macie coś? Kontakt na maila/gadu poproszę.
Więcej fotek z tripu do Wrocławia, Karkonoszy i okolic.
Z imprezy w Browarze Mieszczańskim (Wrocław):
I jeszcze cukrownia: