Kosmito
2012-04-26 – 21:55Update 2012-04-28: no to mogę dopisać do CV: “demot na głównej”! dzięki! :)
if you don't know where you're going any road will take you there
Update 2012-04-28: no to mogę dopisać do CV: “demot na głównej”! dzięki! :)
Po pierwsze przyjechała rodzina, siostra Gabichy z mężem i z 2 małych dzieci.
Po drugie, kupiliśmy samochód, więc pojechaliśmy do Copacabany go poświęcić.
Po trzecie, miałem 31 urodziny, więc wybraliśmy się z Markiem (niemieckim mężem siostry Gabichy) na 3 dni w góry pochodzić po pradawnych szlakch Inków.
Na Święta Wielkanocne uciekliśmy z miasta do Coroico.
A poza tym fondue.
Gdy spotkamy się ponownie, będziesz miał dom z kominkiem w najwspanialszej boskiej dolinie. Zabierzesz mnie na trek na najwyższą chmurę. Pokażesz wszystkie swoje ulubione ławki i murki. Zapoznasz mnie z najbardziej wykręconymi ziomami z okolicy. Będą nas znali w pobliskich barach i lokalach. Pożeglujemy razem po najwyższych jeziorach tej odległej krainy. Będziemy ostro jeździć po bandzie, tańczyć na stołach i łamać zakazy. Będziemy mieli całą wieczność, by śmiać się, palić ogniska, milczeć.
Kuba Fedorowicz mój kumpel i przyjaciel zginął 9 marca 2012 w tragicznym wypadku w Gdyni.
Ceremonie pożegnalne Kuby odbędą się w kościele św. Wawrzyńca w Warszawie na Woli oraz na Cmentarzu Wolskim Prawosławnym (jego katolickiej części).
Msza odbędzie się o godz. 14 w piątek 16 marca 2012.
Kuba nie lubił kwiatów zamiast nich rodzina prosi o przekazanie datków na dowolną fundację pomagającą SPEŁNIAĆ MARZENIA dzieci.
Jest prośba, żeby po uroczystościach pogrzebowych powstrzymać się od osobistego składania kondolencji rodzinie.
Do zobaczenia!
[Potosí, Bolivia]
Doña Eugenia w Potosí serwuję najlepszą zupę z kamieniem w Potosí, czyli Kalaphurkę. Przysmak znany na całą Boliwię. Jest to zupka na kukurydzy i zbożu, oczywiście z mięskiem i ziemniaczkiem. Pikantna. Rozgrzany kamyk powoduje, że zupka na dzień dobry miło bulgocze.
Restauracja Doñi Eugenii znajduje się w Potosí przy cmentarzu, polecamy.
Ale jak to samą zupę jeść bez drugiego dania? Więc na drugie zamówiłem sobie Chicharrón (czytaj cziczaron), czyli tłusta wieprzowina smażona w głębokim tłuszczu, tutaj serwowana z kukurydzą, czarnym ziemniakiem i niesłodkim bananem.
Tyle o Potosí, Doñi Eugenii i jej cudownej zupce.
W Boliwii, kraju gdzie choduję się kokę i znajduje się 70% globalnych złóż litu, znajdują się również małe muszki. Małe muszki, który są strasznie dokuczliwe. Bo gryzą. I odlatują pijane ze szczęścia z brzuszkami pełnymi naszej krwi. A nas swędzi, może w drogę? Jeszcze Cię dorwę, Mucha!
…kolejne dni naszej podróży z Radkiem do Brazylii…
Dnia kolejnego ruszamy z ostatniego hotelu Sheraton na świecie.
Paliwo tankujemy kiedy jest.
Drogi są długie i proste, samochody z naprzeciwka nie częściej niż raz na pół godziny. Upał i kurz niemiłosierny. Co prawda dziur jest wiele, ale postanawiamy zaryzykować i złamać przepis o abstynencji.
Miast po drodze dużo nie ma. A jak są, to samochodów w nich nie ma.
Wywózka dżungli amazońskiej.
Dnia któregoś z kolejnych udaje nam się dotrzeć nad rzekę Mamoré w Guayaramerín na północnym czubku Boliwii. Tam za 50 USD Radek wynajmuje jeden z niewielu boliwijskich okrętów marynarki by dostać się na drugą stronę. Pasażerowie sztuk 2 – gratis.
A wszystko po to, żeby zobaczyć jak zachodzi słońce w Brazylii.
Po nocy spędzonej na imprezowaniu w Rio Branco na kacu uderzamy tam gdzie kończy się droga.
Po odwiedzinach u kolegi Radka udajemy się w drogę powrotną. Cieszymy się asfaltem, którego w Boliwii zazwyczaj nie ma.
Ponieważ ceny benzyny w Brazylii są takie jak w Polsce (czyli 4x droższe niż u nas w Boliwii), to ostatnie 150km robimy na oparach.
I znowu dofinansowujemy budżet marynarki boliwijskiej.
Radio? Telewizja? Biblioteka?
La Paz – 4 dni drogi. To nie Europa, że można ją ot tak przejechać.
Benzyna jest tania. Jeśli jest.
Dla porównania – droga w Boliwii.
Szukamy miejsca na nocleg.
Filmy o kowbojach to nie fikcja.
Nie wszystkim się udaje.
Wszystkim zainteresowanym przygodami białego samochodzika polecam blog Radka. A oto zajawka czego można się tam spodziewać:
Nie lubię, gdy ktoś decyduje za mnie co jest dla mnie dobre a co złe. Nie toleruję chorych przepisów takich jak zakaz picia piwa na plaży w Gdyni, czy też zakaz jazdy na rowerze nocą po pustym chodniku w Warszawie. Prawo ma służyć ludziom, a nie ludzie prawu. A najgorzej jeśli służy ono wąskiej grupie lobbystów beneficjentów, a szkodzi większości społeczeństwa. Wydaje mi się, że tak jest w przypadku ACTA.
Nie dajmy się zamknąć w klatce chorych przepisów. Protestujmy.