u mnie po staremu…

2010-05-04 – 00:07

…alkohol, dziewczynki, balety.

idzie zima

2010-05-02 – 20:27

bolivian style

2010-04-28 – 01:01

Właśnie wyszedłem z trzydniowego zatrucia pokarmowego. W sumie nic strasznego, standardowe objawy obukanałowe. Ciekawsze jest jednak, to jak się zatrułem. Otóż zatrułem się street foodem w drodze do domu z lokalnego boliwijskiego klubu (gdzie gringosi też czasem trafiają, jednak w liczbie nie przekraczającej 10% ogółu). Muzyka niczego sobie, poza latynoamerykańskim rockiem można usłyszeć także The Doors i tego typu klimaty. Marihuany tym razem nikt sprzedać mi nie próbował, kokainy tym bardziej. Kilku pijanych typów oczywiście chciało się mniej lub bardziej bratać (bardziej to z Olą, która jako blondynka w Boliwii ma wzięcie wszędzie). No ale dobra, wracamy z małą o trzeciej w nocy na piechotę przez miasto (to tylko jakieś 15-20 min i wbrew pozorom opcja na piechotę w centrum La Paz jest bezpieczniejsza niż opcja taxi). Po drodze jakieś młode pijane typy krzyczą za mną “gringo, gringo” i coś łamanym angielskim zaczepieją, więc ja, zgodnie z zasadą taktyki ulicznej, wracam się i zagaduję moim o niebo lepszym hiszpańskim (wciąć jednak kijowym), żeby nie wyjść na miękką faję. Odczepili się. No to dalej z małą idziemy. Na rogu, jedna “quadra” od mojego wieżowca, w nocy rozstawia się “casera” z przenośnym grillem. Grill raz po raz bucha ogniem, gdy ona raz po raz nakłada szaszłyczki i smaruje je bliżej nieokreśloną substancją łatwopalną. A że wszystko dzieje się w środku nocy, to efekt jest raczej widowiskowy. Zamówiłem i ja “una porcion doble” tego przysmaku co zwie się anticucho i serwowany jest wraz z papas (kartofelki) i aji (pikatny sos). Anticucho to posiekane w plasterki kawałki serca krowy. Taka przyjemność za porcję kosztuje 5 bolivianów, czyli 2 PeeLeNy. No tak, bo u nas w Boliwii po pijaku nie chodzi się na zapieksy do budek. No i strułem się na trzy dni. Przesraną resztę weekendu miałem. A w poniedziałek, skoro nie przeszło, to mała zaprowadziła mnie do znajomego lekarza od brzuszków, który ponaciskał i stwierdził, że to kartofelki albo sos były trafne, a nie mięsko, przepisał zastrzyk w dupę i 10 pigułeczek, i życzył zdrowia. No i wyzdrowiałem. Do pracy poszedłem we wtorek i wszytko było ok, wszyscy mnie żałowali, ale jednocześnie zastrzegali, że miałem pecha, bo wszyscy ową “caserę” znają i nigdy się nic nie działo złego. Mi też nie, dopiero za piątym razem mnie trafiło licho. No ale wszyscy się cieszyli, że wróciłem do świata żywych, bo w końcu swój chłop jestem.

A ona, ona, ona tak pięknie się mną zajęła, że aż słów mi brak w tym temacie.

nie odwracaj się jak przeszłość cię ściga spokojne to możesz mieć tętno na rybach

2010-04-27 – 00:50

[Curahuara, Altiplano, Bolivia]

Bolivia, Curahuara

Bolivia, Curahuara

Bolivia, Curahuara

Bolivia, Curahuara

Bolivia, Curahuara

Bolivia, Curahuara

she wants to live in a place that has a number and a name

2010-04-21 – 23:21

wybieram +44 i wkurwia mnie to bo wolałbym 0-22 jeśli mam być szczery

2010-04-21 – 15:03

Dawniej mój wingman. Dziś ojciec Albercika. A co TY zrobiłeś przez ostatnie 14 miesięcy?

Wszystkiego najlepszego!

to nie życie mnie goni, lecz to ja urządzam pościg

2010-04-19 – 14:56

llama, Altiplano, Bolivia

Weekend na Altiplano (płaskowyż, wysokość 4000-4500m n.p.m.). W kurzu, zimnie nocą, palącym słońcu w dzień, w ciasnym minibusie.

Wszystko po to, by być trochę bliżej nieba.

moze bys od czasu do czasu nabral troche dystansu do siebie i do twojej wiekopomnej roli, jaka odgrywasz w dziejach swiata

2010-04-13 – 01:01

Tamtaram. Nowa jakość w dziedzinie blogów podróżniczych. Bo kto to widział, żeby prowadzić 3 blogi z jednej podróży, w tym dwa komiksy. Raz dwa trzy. Trochę tęsknię.